Jak donoszą agencje, pod koniec IX sesji Międzynarodowej Komisji ds. Dialogu Teologicznego Katolicko-Prawosławnego w łonie delegacji prawosławnej doszło do poważnego sporu wokół spraw jurysdyksyjno-eklezjologicznych.
O co chodzi? Dla laików spór może wydawać się niejasny. Jednak dla ludzi znających choć trochę kwestie eklezjologii katolickiej i prawosławnej ma on znaczenie fundamentalne. W dokumencie chciano zapisać, że po zerwaniu jedności między Wschodem a Zachodem niemożliwym stało się zwołanie soborów ekumenicznych w sensie ścisłym, jednak „oba Kościoły nadal zwoływały sobory «powszechne» z udziałem biskupów Kościołów lokalnych pozostających we wspólnocie ze Stolicą Rzymską i Kościołów lokalnych pozostających we wspólnocie ze Stolicą Konstantynopolską". Na ostatnią część tego zdania nie chciał się zgodzić przedstawiciel Patriarchatu Moskiewskiego, biskup Hilarion, argumentując, że nie można znaczenia Patriarchy Konstantynopola dla prawosławia porównywać z rolą papieża w Kościele katolickim, gdyż ustroje tych Kościołów zasadniczo się od siebie różnią i jedność z Konstantynopolem nie jest koniecznym warunkiem trwania w prawosławiu. Z tego samego powodu nie chciał też zgodzić się, aby kwestie sporne dotyczące teologii czy eklezjologii rozstrzygano drogą głosowania, ale domagał się, by na dany zapis zgodzili się przedstawiciele wszystkich Kościołów prawosławnych. Katolikowi trudno i niezręcznie być arbitrem w sporach wewnątrzprawosławnych. Z całą pewnością sytuacja nie wróży jednak dobrze sprawie jedności między Wschodem a Zachodem. Nie pierwszy to już zresztą raz wewnątrzprawosławne kontrowersje stają na przeszkodzie do budowania jedności. Podobnie było po soborze we Florencji (1439), gdy podpisane przez patriarchę Konstantynopola uzgodnienia ostatecznie zostały odrzucone, a samą unię uznano za zdradę. Schemat ten powtarzał się także później. Struktura Kościoła prawosławnego, brak jednej silnej władzy i wielkie znaczenie synodalności sprawiają, że bardzo trudno o recepcję podpisanych przez przedstawicieli prawosławia uzgodnień. Dlatego tak ważne jest, aby na treść podpisywanych dokumentów zgodzili się rzeczywiście wszyscy przedstawiciele prawosławia. I by mieli na to rzeczywiście błogosławieństwo swoich Kościołów. Inaczej próby odbudowania jedności skończą się kolejnymi podziałami, co – jak pokazuje historia – jeszcze bardziej skomplikuje relacje między katolikami a prawosławnymi. Sytuacja jest dość trudna. Z jednej strony wiadomo, że sprawa jedności nie może czekać. Zbyt wiele czasu już zmarnowano. Odkładanie sprawy na bliżej nieokreśloną przyszłość, aż prawosławni załatwią między sobą swoje sprawy, zaowocuje zaprzepaszczeniem tego, co już osiągnięto. Z drugiej pojawia się świadomość, że pośpiech lekceważący wewnątrzprawosławne kontrowersje może sprawie jedności tylko zaszkodzić. Co więc partnerzy dialogu powinni zrobić? Odpowiedź na to pytanie trzeba zostawić tym, którzy za dialog są odpowiedzialni. Być może zintensyfikują spotkania, także między samymi prawosławnymi, by dialog nie utknął w martwym punkcie. Nam, wiernym obu Kościołów, trzeba tworzyć taką atmosferę, by sprawa odbudowania jedności nie przestała odpowiedzialnych za dialog martwić. By w swoich wysiłkach czuli oparcie tych wszystkich, którzy brak jedności traktują jako skandaliczne zgorszenie. Trzeba nam z uporem maniaka przy każdej okazji powtarzać: chcemy jedności. Bardzo nam na niej zależy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.