„Pieniądze nie śmierdzą" miał powiedzieć rzymski cesarz Wespazjan swojemu synowi Tytusowi, gdy ten wyrzucał mu opodatkowanie miejskich latryn. Trudno się z jego zdaniem w takim kontekście nie zgodzić. Bywa jednak i tak, że bogactwo rzeczywiście przesiąknięte jest odorem ludzkiej krzywdy. Czasem nawet krwi.
Czekam na wypowiedzi, które nie szermują łyżkami dziegciu i miodu, ale potrafią zachować jasność oceny.
Znajomy policjant powiedział mi kiedyś, że gdyby „normą był ogół", to należałoby zlikwidować przepisy ruchu drogowego, bo zdecydowana większość kierowców je łamie.
W Przystanku Woodstock przecież nie biorą udziału wyłącznie ateiści i przedstawiciele innych religii lub innych wyznań chrześcijańskich. Jest tam mnóstwo młodych katolików.
W ostatnich dniach lipca na łamach Gazety Wyborczej Jan Hartman, filozof, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego pisał, jak to szkoła zmusza jego dziecko do przyjęcia katolicyzmu. Czy rzeczywiście rozumie różnicę między przymusem ze strony innych, a własną niechęcią do wychylenia się z grupy?
Być może Prodi nigdy nie słyszał kazania o obowiązku płacenia podatków, ale to nie znaczy, że Kościół o nim nie mówi.
Bezpośrednie połączenie ochrony życia z ochroną natury stanowi całkowicie nowe spojrzenie na sprawę i przełamuje tradycyjne schematy.
Tolerancja to trudna sztuka. Zmusza do przyjęcia cierpienia, jakim jest fakt istnienia ludzi o innych poglądach. I choć tak zwany cywilizowany świat ciągle niby o nią walczy, tak naprawdę nie potrafi szczytnych haseł wcielić w życie.
Nie będę tu analizował listu o. Klafki, powtórzę jedynie, że uważam go za obronę przez atak. Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na eklezjologiczne meritum sporu, które dotyczy rozumienia Kościoła i miejsca w jego obrębie dla takich instytucji, jak Radio Maryja.
Czy rządzenie w zgodzie z nauczaniem Kościoła jest możliwe czy też zakładając realizację wskazań Dobrej Nowiny w fotelu władzy buduje się utopię?