Są sednem chrześcijaństwa. Bez nich Kościół przestaje być sobą. W dalekiej Afryce, Azji czy Ameryce Południowej. Ale też w zlaicyzowanej Europie. Misje. Czynienie uczniami Chrystusa tych, którzy Dobrej Nowiny o zbawieniu jeszcze nie usłyszeli. Ale poniekąd też przywracanie jej blasku tym, którym życie przykryło ją warstwą kurzu i brudu.
Pamiętam szok, jaki trzy lata temu przeżyłem, gdy wracając we Wszystkich Świętych z cmentarza zobaczyłem, że na parkingu jednego z wielkich sklepów jest trochę samochodów.
Dużo się ostatnio w relacjach prawosławno-katolickich dzieje. Choć nie zawsze wiadomości są dobre, to i tak trzeba się z nich cieszyć. Znaczy, że dialog trwa. Najgorzej, gdy spór zastępuje milczenie.
Wbrew opinii niektórych biskupów dla mnie wybór nie był łatwy. Dodam - wybór pozytywny, a nie wybór przeciw komuś/czemuś. Trzeba było znaleźć mniejsze zło, czy raczej - lepiej - większe dobro.
Chrześcijaństwo nie jest płaszczem, który zakłada się tylko na czas niedzielnej wizyty w Kościele.
Nadal jedni będą przekonani, że człowiek uważany za bliską osobę Papieża-Polaka był agentem SB, inni przyjmą jego tłumaczenia, że tylko rozmawiał.
Zauważa się tendencje do spychania wierzących na margines życia społecznego, ośmiesza się i wyszydza to, co dla nich stanowi nieraz największą świętość. Czy w tej sytuacji chrześcijanin ma z czego się cieszyć?
Gdy pierwszy raz przeczytałem informację, iż najwyższy mufti Egiptu Muhammad Said at-Tantawi wezwał do wychłostania osób uznanych za winnych rzucania oszczerstw oraz szerzenia intryg i pogłosek byłem oburzony. Ale po zastanowieniu się stwierdziłem, że w tym pomyśle jednak coś jest.
Nie wiem, po co na lotnisku w Goleniowie wyrzucono z pracy dwóch ludzi.
Świat podziwiał jego odwagę. To pomyłka. Powinien podziwiać jego wierność Bogu. Jedność jego poglądów i życia. Odwaga, by być znakiem sprzeciwu, była tylko tego konsekwencją.