Radosław Sikorski dostał zakaz publicznych wypowiedzi o swoim poniedziałkowym wystąpieniu w Berlinie na temat Unii Europejskiej. Premier Donald Tusk zabronił szefowi MSZ brnięcia w polemikę z oponentami - donosi "Nasz Dziennik".
Według informacji dziennika, mimo, że szef rządu znał wcześniej główne tezy przemówienia, to nie docenił jego wagi i zbagatelizował skutki. "Nie zdawał sobie sprawy z tego, jaki rezonans wywołają słowa szefa dyplomacji, jakie to wzbudzi protesty" - mówi jeden z posłów PO.
Jak dodaje, "Tusk został po prostu zaskoczony". "Teraz ma pretensje do Sikorskiego, że został wsadzony przez niego na minę i musi szukać sposobu wyjścia z afery bez szwanku dla wizerunku rządu i swojego" - mówi. Inny z parlamentarzystów PO podkreśla, że według najbliższych współpracowników premiera znowu dało o sobie znać "rozbudowane ego" Sikorskiego.
"Premier milczał do wczoraj. Nie zabierał głosu, bo ze współpracownikami analizował, jakie szkody dla rządu przyniosło przemówienie Sikorskiego i w jaki sposób odpowiedzieć na ataki opozycji" - stwierdza osoba z kancelarii premiera.
Według "Naszego Dziennika", szef MSZ planował "dać odpór" krytykom, ale Tusk zabronił mu publicznego wypowiadania się w tej sprawie i ta cisza może trwać do 14 grudnia, do sejmowej debaty na temat polityki zagranicznej. Szef rządu ma nadzieję, że do tego czasu sytuacja nieco się uspokoi i emocje opadną - stwierdza gazeta.
Było to największe masowe porwanie uczniów szkoły od ataku z marca 2024 r.
Informację podał sekretarz ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Rustem Umierow.
W niebo wzbiły się słupy popiołu, które osiągnęły wysokość nawet 14 kilometrów,
Do zdarzenia doszło w niedzielę w świątyni Wat Rat Prakhong Tham w prowincji Nonthaburi.
Sześć osób zginęło. W kierunku ukraińskiej stolicy zostały wystrzelone m.in. rakiety balistyczne.
Postęp perinatologii sprawił, że lekarze diagnozują i leczą dzieci w łonie matki.