Zgadzam się z opozycją. Polska edukacja zmierza ku katastrofie. Myślę jednak, że z zupełnie innych powodów, niż to się politykom wydaje.
Odkąd sięgam pamięcią szkołę ciągle się reformuje. Pomysłów było wiele, ale zdecydowanie najwięcej w polskiej oświacie namieszała reforma z czasów, gdy ministrem oświaty był Mirosław Handke (rząd Jerzego Buzka). Myślę, że dzisiejsze zamieszanie wokół oświaty jest tylko konsekwencją tamtych zmian.
Sztandarowym pomysłem tamtej reformy było zastąpienie systemu 8-4 systemem 6-3-3. Być może zmiana ta miała sens dla przystosowania naszego systemu do systemu obowiązującego w Europie, ale z perspektywy wychowawczej była katastrofą. Gimnazja stały się wylęgarnią demoralizacji. Dla anonimowych młodych ludzi – nowych w nowej szkole – przestał istnieć hamulec wstydu przed młodszymi i zakłopotania przed starszymi kolegami. Hulaj duszo, piekła nie ma.
W czasie wprowadzania tej reformy uczyłem w szkole średniej (teraz ponadgimnazjalnej). Widziałem, jacy mało dojrzali jak na swój wiek młodzi ludzie zaczęli do nas przychodzić. Mimo że byli niby o rok starsi. Widziałem też jakim problemem było, gdy po raz drugi w newralgicznym wieku dorastania byli zmuszeni walczyć na nowo o swoją pozycję w grupie. Tragedia. Oczywiście reformatorzy wiedzieli, że istnieje coś takiego jak psychologia rozwojowa. Wiedzieli, że coś tam mówi o problemach okresu dorastania. Widać w tym wypadku wygodniej im było o niej zapomnieć.
Skutkiem ubocznym systemu 6-3-3 stały się irracjonalne pielgrzymki dzieci i młodzieży z jednego krańca miejscowości na drugi. Łatwo o wypadek, głupie pomysły czy zaczepienie przez nieznajomych. Nie mówiąc już o takim drobiazgu, że reforma spowodowała w jednym roczniku powstanie klas złożonych z samych drugorocznych. Tak tak, uczyłem w dwóch takich. Z powodu urzędniczej troski o finanse każda liczyła powyżej… 40 uczniów. Idealne środowisko do nauki i wychowania.
Tamta reforma to jednak coś znacznie więcej. Praktycznie zlikwidowano wtedy zawodówki. A przecież oleju w głowie młodemu pokoleniu nagle nie przybyło. Chcąc nie chcąc młodzi muszą teraz dłużej przechodzić przez szkolny magiel i po dwunastu latach, jako całkiem dorośli, kończą przygotowani co najwyżej do dalszej nauki. Zresztą wychodzono wtedy z założenia, że skoro wśród absolwentów wyższych uczelni jest najmniej bezrobotnych, to wysłanie wszystkich na studia sprawi, że będzie mniejsze bezrobocie. Trochę tak, jakby na podstawie obserwacji, że w czasie deszczu na powierzchnię ziemi wyłażą dżdżownice wysnuć wniosek, że wykopanie ich podczas suszy sprowadzi deszcz. Zaś nowa matura spowodowała, że powszechnym stało się zjawisko znane wcześniej tylko z tak zwanych renomowanych szkół: szkoła ponadgimnazjalna, zamiast otwierać horyzonty, stała się kursem przygotowawczym do zdania matury i dostania się na studia.
Jeśli dodać do tego inne drobiazgi, jak mizerna korelacja programów nauczania (między różnymi poziomami szkół i między przedmiotami, stara bolączka szkoły), podniesienie rangi oceny z przedmiotu do miernika wartości człowieka (absurdalne próby jej zobiektywizowania), zdeprecjonowanie pozycji nauczyciela (z mistrza już jakiś czas wcześniej stał się kupcem sprzedającym wiedzę) widać, że dzisiejsze zmiany w szkolnictwie są tylko konsekwencją tamtych. Ciągle zdaniem reformatorów uczą programy i metody oraz skrupulatne wszystkiego dokumentowanie. Wrodzone zdolności uczniów, problemy rodzinne i koleżeńskie, epidemie grypy, pora dnia w której odbywają się lekcje, umiejętności i osobowość nauczyciela, a nawet fakt, że doba ma 24 godziny ciągle mają dla nich znaczenie trzeciorzędne.
Wiem co trzeba zrobić. Trzeba odsunąć od szkoły wszystkich, którzy traktują ją jako narzędzie do uprawiania jakiejś polityki – czy to będzie ochrona nauczycieli przed bezrobociem, czy próba dostarczenia zysków wydawcom, czy realizacja jakiejś pedagogicznej ideologii – a pozwolić decydować o jej kształcie tym, którzy chcą, by poszerzając horyzonty dobrze przygotowywała młodych ludzi do dorosłego życia. Niestety, wiem też, że żeby przyznać iż „król jest nagi” trzeba czegoś więcej niż uczelnianych dyplomów najbardziej nawet renomowanych uczelni. Samodzielnego, nie ulegającego naciskom lobbystów myślenia. A z tym... Wiadomo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.