Nie mam zamiaru oskarżać małżonków, którzy pragną mieć dzieci. W zdecydowanej większości zostają oni zmanipulowani. Przez media, polityków i przede wszystkim tych, którzy na in vitro zarabiają ogromne pieniądze. W medialnej probówce wyhodowano jedno z największych kłamstw w dziejach ludzkości.
Najnowszy numer Newsweeka. Na okładce słodki niemowlak zamknięty w szklanym naczyniu. Błagalnym wzrokiem patrzy w stronę czytelnika, jakby chciał zawołać: „Pozwólcie mi się urodzić!” Tytuł obok zdjęcia:”In vitro: Talibów wojna z dziećmi. Dlaczego nasza prawica nienawidzi dzieci z probówki”. Trudno nie wzruszyć się takim obrazkiem. Każdy, kto ma w sobie choć odrobinę przyzwoitości i ludzkich odruchów, po przeczytaniu nagłówka Newsweeka naturalnie zada sobie pytanie: czy jednak kampania przeciw in vitro nie jest przesadzonym działaniem nieczułej prawicy?
Wcale się nie dziwię, że reakcje są takie. Nie świadczy to jednak o prawdziwości newsweekowego oskarżenia. To jedynie niezbity dowód na to, że jako społeczeństwo zostaliśmy oszukani i żyjemy w ogromnej niewiedzy. Niewiedzy, która jest wykorzystywana w grze o wielkie pieniądze. Problem z dyskusją wokół in vitro jest taki, że próbuje się grać na nieszczęściu bezpłodnych małżeństw. To właśnie one, zaraz po zabijanych zarodkach, są największymi ofiarami medialnej burzy.
Mechanizm wydaje się prosty. Mamy towar w postaci zabiegu sztucznego zapłodnienia. Dodajmy, że towar wcale nie tani. Są też potencjalni klienci. To tysiące małżeństw, które bezskutecznie starają się o dziecko. Aby sprzedać in vitro inwestor puszcza w obieg sielankowe obrazki z uśmiechniętymi mamą i tatą, trzymającymi narodzone za pomocą tej metody dziecko. Do mediów wrzuca również liczne wywiady ze szczęśliwymi rodzicami. Fenomen polega na tym, że ilustracje te są prawdziwie. Gdzie zatem schowało się tytułowe kłamstwo?
Sednem manipulacji jest to, że opinii publicznej przedstawiony zostaje tylko urywek rzeczywistości. Przemilczany jest fakt, że szanse narodzin dostaje tylko jeden z zarodków. Pozostałe zostają zamrożone i skazane na niebyt. Istnieją i nie istnieją jednocześnie. Ot taki niesłuszny wyrok, zamknięcie w więzieniu z ciekłego azotu. Tyle, że kara jest bezterminowa. Próbuje się przy tym wmówić społeczeństwu, że zarodki to w zasadzie nie są ludzie, że przecież dano życie dziecku i wybawiono z nieszczęścia rodziców. A ten „drobny skutek uboczny”? To nic takiego. Perfidia polega na tym, że światu sprzedano obrazek życia i pozwolono uwierzyć, że to cała prawda o in vitro. Niestety, wielu przyjęło to kłamstwo wyhodowane w probówce.
W takiej sytuacji w rękach zwolenników metody sztucznego zapłodnienia znalazła się bardzo niebezpieczna broń. Jakakolwiek krytyka in vitro jest odbierana jako atak na życie narodzonych dzięki tej metodzie dzieci. Co gorsza, wielu ludzi uwierzyło tej emocjonalnej manipulacji. Bronią zaciekle szklanego zapłodnienia ze szczerą wiarą, że stają w ten sposób po stronie życia. Tymczasem zwyczajnie dali się oszukać. A marketingowcy in vitro tylko zacierają ręce. Koło raz wprawione w ruch teraz kręci się samo. Przeciwnicy in vitro nie mają nawet szansy przedstawić uczciwie tej rzeczywistości, bo od razu zostają porównani do talibów, którzy walczą z dziećmi. Wypisuje się o nich bzdury, że nienawidzą dzieci z probówki, czego najlepszym przykładem jest dzisiejsza okładka Newsweeka.
Kościół nigdy nie potępił żadnego dziecka narodzonego dzięki sztucznemu zapłodnieniu. Nikt nie neguje faktu, że bezpłodność jest dla małżeństwa ogromnym dramatem. Chrześcijaństwo stara się jednak patrzeć z perspektywy całościowej. Nie można powoływać do życia kosztem życia innych. Poza tym, samo powoływanie do życia to nie nasza działka. Oczywiście każda dyskusja na ten temat wymaga niezwykłej delikatności. Również ze strony Kościoła. Bezczelnością są jednak ciągłe działania środowisk liberalnych, mające na celu ukazanie Kościoła jako wroga rodziców dzieci z in vitro.
Nie twierdzę (tak jak próbuje wmówić mi dzisiejszy Newsweek), że rodzice, którzy idą do kliniki in vitro to perwersyjni mordercy pokroju Andersa Breivika. To byłoby nieuczciwe. I nieprawdą jest, że Kościół w ten sposób traktuje takie osoby. Często są to pary przeżywające ogromne cierpienie, które zostało wykorzystane. Wykorzystana została również ich niewiedza. Właśnie dlatego przedstawiciele probówkowego przemysłu nie chcą, abyśmy widzieli całą rzeczywistość sztucznego zapłodnienia. Bo kiedy uświadomimy sobie, że w tym procesie naprawdę giną dzieci, równie wspaniałe jak to ze zdjęcia na okładce, to decyzja o skorzystaniu z in vitro nie będzie już taka prosta.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.