Ponad 70 zabitych i setki rannych, 5 spalonych kościołów i meczet, 100 zniszczonych samochodów – to wynik gwałtownych zamieszek starć chrześcijańsko- muzułmańskich, do jakich doszło w miniony weekend w nigeryjskim mieście Jos. Nieoficjalnie mówi się o stu zabitych, wśród nich o dwóch żołnierzach. Obecnie miasto jest pod kontrolą wojska i nie notuje się dalszych walk.
Ponad 70 zabitych i setki rannych, 5 spalonych kościołów i meczet, 100 zniszczonych samochodów – to wynik gwałtownych zamieszek starć chrześcijańsko-muzułmańskich, do jakich doszło w miniony weekend w nigeryjskim mieście Jos. Nieoficjalnie mówi się o stu zabitych, wśród nich o dwóch żołnierzach. Obecnie miasto jest pod kontrolą wojska i nie notuje się dalszych walk.
Starcia rozpoczęły się na krótko po piątkowych modlitwach muzułmańskich. By opanować sytuację, tamtejsza policja użyła gazów łzawiących i gumowej amunicji, a władze wprowadziły na noc godzinę policyjną. Naoczni świadkowie wydarzeń mówili w lokalnym radiu o ulicznych barykadach z opon stawianych i podpalanych przez muzułmańską i chrześcijańską młodzież, które praktycznie sparaliżowały ruch w mieście.
Nigeria jest najludniejszym krajem Afryki, zamieszkanym przez ok. 106 mln osób. Niespełna połowa jej mieszkańców wyznaje islam, ponad 45 proc. – chrześcijaństwo, reszta – religie pierwotne (animizm). Na początku 2000 r w kilku stanach na północy wprowadzono szariat, wywołało to gwałtowne, krwawe zamieszki i starcia między muzułmanami a chrześcijanami.
Incydent wpisuje się w rosnące napięcia dyplomatyczne między krajami.
W coraz bardziej powiązanym świecie jesteśmy wezwani do bycia budowniczymi pokoju.
Liczba ofiar śmiertelnych w całej Azji Południowo-Wschodniej przekroczyła już 1000.
A gdyby chodziło o, jak jest w niektórych krajach UE, legalizację narkotyków?
Czy faktycznie akcja ta jest wyrazem "paniki, a nie ochrony"?