Jan Paweł II niemal do ostatniej chwili życia był przytomny, słyszał modlitwy wiernych zebranych na Placu św. Piotra, a przed śmiercią wypowiedział słowa "Totus Tuus".
Ujawnił to abp Stanisław Dziwisz w wywiadzie dla telewizji Canale 5. Rozmowę z nowym metropolitą krakowskim w kurii przy ulicy Franciszkańskiej przeprowadziła Marina Ricci, siostra filozofa i ministra kultury Włoch Rocco Buttiglionego. Powracając do krakowskich czasów przyszłego papieża abp Dziwisz powiedział, że jako człowiek wielkiej modlitwy wszystkie przemówienia i dokumenty przygotowywał w kaplicy. - Kiedy został Papieżem, niczego nie zmienił w swoim życiu. To wszystko, co miał w sobie, zabrał z sobą tam, do Rzymu - wspominał po włosku sekretarz papieski. Abp Dziwisz ujawnił też szczegóły dotyczące umierania Jana Pawła II. - W tych ostatnich chwilach, gdy byliśmy przy nim, widzieliśmy, że śmierć była dla niego jakby przejściem z jednego pokoju do drugiego, z jednego życia w drugie. W tych dniach słychać było wszystko: plac, modlitwy, śpiewy, okrzyki, obecność młodzieży. On zdawał sobie z tego sprawę, ponieważ był przytomny do końca, prawie do końca. Także ostatniego dnia, w sobotę, był bardzo przytomny - stwierdził arcybiskup. Pytany o ostatnie słowa Jana Pawła II, abp Dziwisz odpowiedział: - Na pewno "Totus Tuus", słyszałem to osobiście, a także, na końcu, po południu - ale to słyszała jedna z sióstr, które były blisko - powiedział: "Pozwólcie mi odejść do Pana". - W tych ostatnich godzinach jego życia w domu panował ogromny spokój: On wiedział, że jego przeznaczeniem był Pan. Żadnego lęku, wielki spokój. Ostatniego dnia poprosił, by całymi godzinami czytano mu Ewangelię. Ostatniego dnia ktoś z nas czytał Ewangelię według świętego Jana, po czym odprawiliśmy Mszę św., ponieważ przyszła nam do głowy natchniona myśl: odprawić Mszę ku czci Bożego Miłosierdzia, nadchodziły bowiem sobota i niedziela Miłosierdzia Bożego. Odprawiliśmy tę Mszę około ósmej i daliśmy Ojcu Świętemu wiatyk, kilka kropli Przenajdroższej Krwi. Ewangelia była bardzo piękna: "Pan przyszedł do wieczernika". Modliliśmy się bardzo: "Niech Pan przyjdzie w tym momencie". A potem trwaliśmy do ostatniego uderzenia serca, kiedy doktor Buzzonetti powiedział: "Odszedł do domu Pana", nie odmówiliśmy: "Wieczny odpoczynek", ale zaśpiewaliśmy "Te Deum". Nie żałoba, ale dziękczynienie. On napisał w swoim testamencie, aby także jego śmierć przyczyniła się do dzieła ewangelizacji - opowiadał abp Dziwisz. Na koniec wywiadu metropolita krakowski wspomniał o cudach, przypisywanych Janowi Pawłowi II już za życia. - Mogę tylko powiedzieć, że Ojciec Święty nie chciał o tym słyszeć, mówił, że "cuda czyni Bóg, nie ja. Ja modlę się, to tajemnice, nie wracajmy już do tego tematu". Arcybiskup przyznał, że on także nie zapisywał ich w swym dzienniku, prowadzonym od początku pontyfikatu. - Myślę, że wszyscy wiedzieli, że mają do czynienia ze świętym. Dlaczego młodzież szła za nim? Ponieważ szukała Boga za jego pośrednictwem. Myślę, że młodzi ludzie odkrywali Boga przez kontakt z nim. Jak to inaczej wytłumaczyć? Młodzież szukała Pana, nie Jana Pawła II. Odnajdowała Go w kontakcie z nim. Przynajmniej ja tak to sobie tłumaczę - zakończył rozmowę arcybiskup Stanisław Dziwisz.
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.