Tak hałaśliwa msza odbywa się w Krakowie tylko raz do roku. Kilkaset zwierząt, wraz z właścicielami, przyszło wczoraj pod Wawel po błogosławieństwo.
Biblijny Noe miałby w czym wybierać, gdyby zjawił się wczoraj pod kościołem oo. Bernardynów. Psy, koty, króliki, fretki, wiewiórki, konie, kuce, świnki morskie i chomiki, gołębie, papugi, myszy, szczury... długo by jeszcze wymieniać. Bernardyni, jak co roku w pierwszą niedzielę po 4 października (imieniny św. Franciszka), zaprosili wszystkich miłośników zwierząt na mszę. - Chodzi o to, by przypomnieć, że przykazanie miłości nie dotyczy tylko ludzi. Jesteśmy zobowiązani do kochania także innych stworzeń. A szczególnie tych, które znalazły u nas opiekę - mówił o. Aleksander, który błogosławił wczoraj zwierzęta. Dlaczego ludzie chcą, by ich pupile otrzymały błogosławieństwo? Tu odpowiedzi są różne. Dla jednych to gwarancja spokoju na kolejny rok (właścicielka kotki Mirki: - Jak się ją poświęci, to nie lata tak nocami), dla innych dowód przyjaźni (właściciel bernardyna: - To przyjaciel rodziny. Jesteśmy mu to winni). Uważny obserwator wczorajszego zwierzyńca mógł dojść do jeszcze jednego wniosku: o tak pokojową egzystencję wśród gatunków, które na co dzień nie lubią się, raczej trudno. A na wczorajszej mszy stały obok siebie i psy, i koty. Te ostatnie nie dość że ignorowały psy, to jeszcze nie miały najmniejszej ochoty na myszy. Cud prawdziwy!
W walkę z żywiołem z ziemi i powietrza było zaangażowanych setki strażaków.
Wstrząsy o sile 5,8 w skali Richtera w północno wschodniej części kraju.
Policja przystąpiła do oględzin wyciągniętej z morza kotwicy.
Ogień strawił tysiące budynków na obszarze ok. 120 km kw., czyli powierzchni równej San Francisco.