Rozmowa z biskupem biskupem Kościoła greckokatolickiego Włodzimierzem R. Juszczakiem.
Wierni Kościoła greckokatolickiego w Polsce, choć są obywatelami polskimi, to w przeważającej większości czują się Ukraińcami. Większość z nich to Ukraińcy wysiedleni w ramach Akcji Wisła bądź ich potomkowie. Świadomość narodowa jest u nich wciąż silna. Ale, jak wspomniałem wcześniej, wśród naszych wiernych są również Polacy. KAI: Jak kształceni się przyszli kapłani greckokatoliccy w Polsce? - Nasze Seminarium jest formalnie erygowane w Lublinie, przy tamtejszym Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym. Nasi klerycy, dzięki gościnności i życzliwości Arcybiskupa Lubelskiego, mieszkają w seminarium lubelskim. Razem z greckokatolickimi klerykami z Ukrainy jest ich obecnie 33. Mają wspólne zajęcia z klerykami z archidiecezji lubelskiej, natomiast osobne dotyczą liturgii wschodniej, duchowości i prawa kanonicznego. Mają też swoją odrębną kaplicę i osobnych ojców duchownych. Taka sytuacja istnieje ponad 30 lat. Bazyliańscy klerycy studiowali zawsze w warszawskim seminarium. Grupa bazyliańskich studentów z Ukrainy studiuje w seminarium przemyskim. KAI: Czy myśli ksiądz biskup o otwarciu własnego seminarium? - Na razie mamy za małą grupę kleryków. Rozważaliśmy możliwość otwarcia osobnego domu dla nich, tak, aby nadal jednak byli studentami seminarium lubelskiego. Istnieje również możliwość wysłania studentów do seminarium greckokatolickiego we Lwowie, jak i do innych zagranicznych uczelni, zwłaszcza rzymskich. KAI: A jak jest z powołaniami? - Z mojej diecezji mam rocznie jedno lub dwa. Na razie to wystarcza, aczkolwiek za kilka lat pojawią się problemy, wynikające ze spadku liczby grekokatolików w Polsce. Sytuacja diaspory powoduje niestety odchodzenie niektórych wiernych, głownie na skutek małżeństw mieszanych. Konsekwencją jest spadek powołań kapłańskich. Poważniejszym problemem jest brak powołań do naszych zgromadzeń zakonnych: Bazylianów, Bazylianek, Służebnic NMP i Sióstr św. Józefa. Od kilku lat ich nie ma. KAI: Ilu w sumie jest grekokatolików w Polsce? - Trudno jest podać dokładną liczbę naszych wiernych ze względu na ich rozproszenie oraz na brak możliwości uczestniczenia w nabożeństwach we własnym obrządku. Faktycznie jednak, w ramach Akcji Wisła w 1947 r., zostało wysiedlonych ok. 150 tys. naszych wiernych i tylu zapewne wówczas ich było. Później, od 1947 r. do 1956 r. nie było żadnych nabożeństw greckokatolickich, co spowodowało, że część wiernych odnalazła się w Kościele rzymskokatolickim a niektórzy w prawosławnym. Tam gdzie były większe skupiska grekokatolików i gdzie prosili oni własnego kapłana, władze przysyłały im księży prawosławnych. Po 1957 r., kiedy pozwolono na działanie 20 greckokatolickich nieformalnych parafii, to powrócili na ich łono ci, którzy mieli blisko do miejsc gdzie odprawiane były nabożeństwa. Natomiast reszta niestety ulegała procesowi asymilacji. Najwięcej naszych wiernych ubyło w latach 80., kiedy z ziem zachodnich wyemigrowało niemal całe pokolenie młodych grekokatolików - kilkadziesiąt tysięcy osób. Tak było aż do 1989 roku, kiedy odtworzone zostały struktury naszego Kościoła. Dziś tych, którzy identyfikują się wyraźnie jako grekokatolicy i utrzymują kontakt z którąś z naszych parafii - jest ok. 50 tys. Przypuszczalnie drugie tyle ma bardzo słaby kontakt z Kościołem, albo nie utrzymuje go wcale. Szacunkowo mamy więc około 100 tys. wiernych. Jeśli pójdziemy do naszych świątyń, to widać tam wyraźnie brak tzw. średniego pokolenia: są dzieci i ludzie starsi. To najbardziej odczuwalny skutek emigracji grekokatolików w latach 80. tych.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.