Zastępom ratowniczym, prowadzącym akcję w zawalonej hali wystawowej w Katowicach niemal od pierwszych minut towarzyszyli księża.
Zanim jeszcze wydobyto ostatnią żywą ofiarę metropolita górnośląski abp Damian Zimoń zdecydował też, że Caritas Archidiecezji Katowickiej przekaże poszkodowanym 300 tys. zł. Do tego w kościołach archidiecezji katowickiej przeprowadzona będzie zbiórka na pomoc rodzinom ofiar. Pierwszy na miejsce tragedii przybył proboszcz miejscowej parafii ks. Zenon Drożdż. – Najpierw odwiedziłem pierwszych poszkodowanych odwiezionych do naszego szpitala na ul. Józefowskiej, a potem przyjechałem na miejsce katastrofy – powiedział ks. Drożdż, stojący przed halą różańcem i świętymi olejami w ręku. - Spowiedź? Nie, tu nie ma co spowiadać – mówi ksiądz, dodając, że udzielił generalnego rozgrzeszenia ofiarom tragedii, a także ratownikom, którzy znajdują się w niebezpieczeństwie śmierci. Z zawalonej hali ks. Zenon idzie do siedziby zarządu targów, gdzie gromadzą się ocaleni z katastrofy. Zwłaszcza ci, którzy stracili kontakt ze swoimi bliskimi. Jest wśród nich starszy mężczyzna z Rybnika. Bandaż na głowie, zakrwawiona koszula, w klapie marynarki plakietka gołębiarskiej wystawy. Przeżył, ale się nie cieszy. W hali zostali jego dwaj zięciowie. Ludzie z wdzięcznością mówią o ks. Drożdżu, który podnosił ich na duchu. - Mówiłem, że wynoszą żywych; że widziałem uratowanego 10-letniego chłopca; że jest nadzieja – opowiada ks. Drożdż. Być może wśród osób, którym pomógł był pasjonat gołębi, a zarazem trener piłkarski, który zdobywał z Górnikiem Zabrze mistrzostwo Polski Marcin Bochynek. Opowiadał on dziennikarzom, że jedną pierwszych osób, które wsparły go po wyciągnięciu z gruzowiska, był ksiądz. Mógł to być także proboszcz sąsiedniej parafii w Bytkowie ks. Konrad Zubel albo jego wikariusz ks. Antoni Kraiński. - Od bramy prowadził nas żandarm, który powitał nas słowami: „O! Są duchowni! Proszę, chodźcie za mną! Przecież duchowny tam musi być!” – wspomina ks. Zubel. W mundurze strażackim zjawił się też kapelan śląskich strażaków ks. Henryk Kuczob. – Wziąłem ze sobą dwóch ratowników, którzy byli u mnie. Zabraliśmy mikrobus, skrzynie ciast, kawę, soki i pojechaliśmy. Właśnie zaopatrzyłem 50-letniego mężczyznę. Zmarł na moich rękach – relacjonuje ks. Kuczob. - Najtrudniejsze były rozmowy z młodymi strażakami, którzy pierwszy raz zetknęli się z tak ogromną tragedią, oglądali dziesiątki zabitych. Pytali: co robić? Bali się. Tłumaczyłem, że muszą panować nad całością. Wyjaśniałem, że jesteśmy tu po to, żeby zrobić wszystko, co w naszej mocy, bo co się stało, to się już nie odwróci. Zwracałem też uwagę, że teraz ważne jest bezpieczeństwo ratowników – wspomina strażacki kapelan. Wkrótce zjawił się też dyrektor Caritas Archidiecezji Katowickiej ks. Krzysztof Bąk. – Przyjechałem dodać otuchy tym, którzy tu walczą. Strażacy są pełni entuzjazmu, ale w tak ekstremalnej sytuacji cieszą się, gdy widzą księdza – mówi ks. Bąk. Był na miejscu katastrofy do drugiej nocy. W poniedziałek przekazał poszkodowanym w szpitalach po tysiąc złotych. Rodziny zmarłych otrzymają wkrótce od katowickiej Caritas po 5 tys. zł. Metropolita katowicki abp Damian Zimoń w chwili tragedii przebywał w Brennej. Pięć godzin po tragedii arcybiskup zaapelował o modlitwę. Postanowił też, że Caritas Archidiecezji Katowickiej przekaże poszkodowanym 300 tys. zł, a do tego w kościołach archidiecezji katowickiej przeprowadzona zbiórka na pomoc rodzinom ofiar. Abp Zimoń przerwał pobyt na rekolekcjach dla księży, pracujących w katowickiej Kurii Metropolitalnej i już nazajutrz rano przewodniczył w katedrze Mszy w intencji ofiar katastrofy z udziałem premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Mówił, że na Śląsku wypadki, zwłaszcza w górnictwie, nie są rzadkością. Ale takiej katastrofy jeszcze nie było. Apelował o wsparcie rodzin ofiar tragedii. Mówił, że nie chodzi tylko o zwyczajne ludzkie pocieszanie, ale nadzieję, płynącą ze zmartwychwstania Chrystusa. - Ta nadzieja zawieść nie może - podkreślił metropolita Górnego Śląska. Po południu pojechał odwiedzić poszkodowanych w szpitalach.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.