Stan Dakota Płd. wprowadził niemal bezwzględny zakaz aborcji - informują Gazeta Wyborcza i Nasz Dziennik.
Antyaborcyjni politycy liczą, że ustawa zostanie zaskarżona, trafi do Sądu Najwyższego, a ten zmieni obowiązujące w USA prawo zezwalające na przerywanie ciąży - napisała Gazeta w artykule zatytułowanym "Południowa Dakota uderza w aborcję". Ustawa podpisana właśnie przez gubernatora stanu Dakota Południowa zezwala na aborcję tylko w jednym przypadku - gdy zagrożone jest bezpośrednio życie kobiety. Lekarz, który przeprowadzi aborcję, może trafić na pięć lat do więzienia. Nie przyjęto żadnych innych poprawek, np. dopuszczających usuwanie ciąży dla kobiet zgwałconych czy ciężko chorych. Wszystko po to, by ustawa była "czysta" od możliwych furtek, z których mógłby skorzystać sąd najwyższy. Politycy z Dakoty chcą bowiem, by sędziowie zajęli się meritum sprawy: czy zgoda na aborcję jest zgodna z konstytucją, a nie rozważali, czy aby ustawa wprowadzając tyle wyjątków, w rzeczywistości zezwala na aborcję i może jednak mieści się w granicach obecnego prawa... Przeciwnicy aborcji w całej Ameryce chcą zmiany przez sąd najwyższy słynnego werdyktu w sprawie "Roe vs. Wade" z 1973 r., która zalegalizowała aborcję. Od tej pory w USA wykonuje się ponad milion zabiegów przerywania ciąży rocznie. Liczą na to, że szansa na obalenie "Roe" wzrosła po wybraniu do składu sądu dwóch nominowanych przez prezydenta Busha konserwatywnych sędziów, w tym nowego przewodniczącego Johna Robertsa. Ruch antyaborcyjny niespodziewanie podzielił się jednak w sprawie ustawy przyjętej przez stanowy Kongres Dakoty Płd. Wielu przywódców ruchu uważa, że przyjęcie tej ustawy to błąd, krok zbyt pośpieszny i nieprzemyślany. Obawiają się wręcz, że może on zaszkodzić sprawie delegalizacji aborcji. Wszystko dlatego, że w składzie sądu najwyższego wciąż jest aż pięciu sędziów - czyli większość - popierających "Roe". Jeśli Sąd najwyższy w obecnym składzie odrzuci ustawę z Dakoty i potwierdzi jednocześnie prawo do przerywania ciąży, zada ciężki cios ruchowi antyaborcyjnemu. Zwolennicy zakazu w Dakocie twierdzą, że ich ustawa i tak nie dotrze szybko do sądu w Waszyngtonie. Przejście wszystkich instancji plus odwołania zajmą co najmniej dwa lata, może więcej. A w tym czasie na emeryturę może przejść jeden z liberalnych sędziów, zwolenników aborcji John Stevens. Podobne rozterki towarzyszą zwolennikom aborcji - organizacjom kobiecym, planowania rodziny, bliskim Partii Demokratycznej. Jak potraktować zakaz z Dakoty? Zaskarżyć go do sądu i przeć do rozstrzygnięcia sprawy przez sąd najwyższy? Trzymać się z daleka od kontrolowanych przez konserwatystów sądów? Wykorzystać ustawę do ogólnoamerykańskiej kampanii w obronie prawa do aborcji?
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.