Czy płockiemu seminarium grozi, że stanie się synonimem uczelni, w której dochodzi do niemoralnych zachowań? - Bardzo się tego boję - odpowiada ks. Bogdan Czupryn, rektor płockiego seminarium w wywiadzie dla Gazety Wyborczej.
Arkadiusz Adamkowski: Nakładając karę suspensy i pozbawiając pierwszych dwóch duchownych funkcji kościelnych, administrator diecezji bp Roman Marcinkowski potwierdził częściowo te doniesienia. Przynajmniej te o molestowaniu... Ks. Bogdan Czupryn, rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Płocku od jesieni 2005 r.: Mogę się wypowiadać tylko o seminarium. I po raz kolejny w ciągu kilku ostatnich dni chcę powtórzyć, że ze skargą na księdza do mnie żaden z alumnów się nie zgłosił. Owszem, w zawiadomieniu, które kilka dni temu złożyłem do prokuratury, jest mowa o obecnym kleryku, ale ofiarą molestowania miał się on stać, zanim jeszcze wstąpił do seminarium. Nie zgadzam się więc z ogólnymi sformułowaniami w stylu: "W płockim seminarium wykształciła się kultura homoseksualna". - Ale czy seminaryjna kadra jest w ogóle w stanie rozpoznać skłonności kandydata do kapłaństwa? - Po pierwsze, przychodząc do nas kandydat na kleryka musi mieć opinię proboszcza lub katechety. Następna w kolejności jest rozmowa towarzysząca składaniu dokumentów. A jeszcze później tzw. rozmowy formacyjne - przez cały czas pobytu w seminarium. Z klerykami rozmawiają ojcowie duchowni - zależnie od potrzeb, ale przynajmniej kilka razy w semestrze. Jednak nie tylko oni. Również przydzieleni do poszczególnych kursów, czyli roczników, tzw. moderatorzy zewnętrzni: wicerektor seminarium i dwóch prefektów. Są jeszcze badania psychologiczne, co najmniej dwukrotne: na początku i pod koniec seminarium. Z testami, które mają wszechstronnie pokazać sylwetkę badanego, przyjeżdża kwalifikowany psycholog, np. z KUL-u. Dzięki temu można wyłuskać pewne niepokojące skłonności. W razie potrzeby możemy skorzystać z pomocy specjalistów, m.in. z lubelskiego centrum Odwaga zajmującego się terapią ludzi ze skłonnościami homoseksualnymi. No i pozostaje zwykła obserwacja. Teraz mamy 90 kleryków, to nie jest przesadnie duża grupa. Różne codzienne sytuacje odsłaniają osobowości alumnów. - Ostatnie przypadki księży K., P. i B. pokazują jednak, że przez sześć seminaryjnych lat można się prześlizgnąć. Jak to możliwe? - Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na takie pytanie. Zacznę od tego, że jeśli kandydat do kapłaństwa odkrywa u siebie takie skłonności, to powinien poczuć się zobowiązany w sumieniu, by poinformować przełożonych. Problem w tym, że w seminarium identyfikacja tendencji homoseksualnych może być utrudniona. Przychodzą tu ludzie, którzy chcą się poświęcić Bogu i temu celowi podporządkowują całą swoją sferę seksualną. Ona przez tych sześć lat może więc zejść na dalszy plan. W rzeczywistości te tendencje mogą się ujawnić w różnych warunkach później. - Czy za Księdza rektorstwa został ktoś usunięty z seminarium? - Nie było nikogo o głębokich skłonnościach homoseksualnych, w stosunku do kogo musielibyśmy zdecydować się na taki krok. - Skierował Ksiądz sprawę do prokuratury. Rozumiem, że wobec kleryka, który opowiedział, że był molestowany, nie zostaną wyciągnięte żadne konsekwencje w rodzaju wydalenia z seminarium? - Skąd ten pomysł? Gdybym tak zrobił, ktoś musiałby odnieść wrażenie, że kleryk poniósł konsekwencje tego, że opowiedział swoją historię. Potem już nikt nigdy nie byłby szczery. - Wspomina Ksiądz, że rozmowy formacyjne prowadzą z klerykami m.in. prefekci czyli wychowawcy. Niestety, takim prefektem był ks. K., który dopiero w ubiegłym tygodniu został ukarany przez bp. Marcinkowskiego.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.