O proboszczu ze Skrzydlowa, ks. Macieju Woszczyku, który po przejściu trąby powietrznej nad tą miejscowością sprawnie organizował akcję pomocy, napisała Gazeta Wyborcza.
- Nie ma jedzenia? Już jadę! - ksiądz Maciej Woszczyk odkłada słuchawkę, pakuje co się da do bagażnika srebrnej beemwicy i rusza do parafian poszkodowanych przez trąbę powietrzną - relacjonuje GW. - Super mamy księdza! - zgodnie twierdzą mieszkańcy Skrzydlowa, Adamowa i Hub. - Przesadzają - odpowiada ich proboszcz Maciej Woszczyk i nie jest to fałszywa skromność. - Przecież ja robię tylko to, co zrobiłby każdy na moim miejscu. Gdy w poniedziałek w Skrzydlowie był premier Jarosław Kaczyński, ktoś do niego zadzwonił. - To ksiądz nie na spotkaniu z premierem? - pytał ten ktoś. - Ja jestem od pracy. Od pokazywania się są inni. Muszę siedzieć w domu [czyli na plebanii - przyp. red.], bo ludzie z pomocą dzwonią - tłumaczył ksiądz rozmówcy. 42-latek parafię w Skrzydlowie objął w lutym tego roku. Wcześniej był proboszczem w Gaszynie koło Wielunia. Do ubiegłego piątku nie poznał jeszcze wszystkich parafian, bo po kolędzie chodził jeszcze jego poprzednik. Teraz zna już wszystkich, odwiedził każdą rodzinę, by sprawdzić, czego potrzebuje i jak sobie radzi. Bo w ubiegły piątek nad trzema wsiami należącymi do jego parafii przeszła się trąba powietrzna, niszcząc wszystko, burząc i łamiąc. Ledwo ucichła, ksiądz już był w drodze, by sprawdzać, kto ucierpiał, komu potrzebna jest pomoc. Opowiadał nawet, jak zgubił się, szukając jednej z rodzin mieszkającej w lesie na uboczu. Zaraz zaczął organizować pomoc. Powiadomił Caritas i zaraz do parafii zaczęły ściągać samochody pełne jedzenia. Już na wtorek załatwił pierwszy transport materiałów budowlanych potrzebnych do naprawy domów. - Skąd te materiały? - pytali mieszkańcy Stanisławę Siołę, sołtysa Skrzydlowa, która zbierała zamówienia na cegły, folię, papę. - Nie wiem, ksiądz załatwił - odpowiadała. To do proboszcza zgłosili się harcerze ze Skarżyska-Kamiennej, że chcą przyjechać pomóc. - Pielgrzymka ze Skarżyska nocuje u nas w drodze na Jasną Górę i harcerze postanowili się odwdzięczyć za gościnę. - wyjaśnia. - Przyjechali też harcerze z Kluczborka. Wszystko, co jest do załatwienia, notuje, żeby nie zapomnieć. - A nie mógłby ksiądz z ambony przestrzec parafian, żeby bez ochrony nosa i ust nie sprzątali eternitu? - pytam go. - Mógłbym - odpowiada i też notuje. Woli sobie nie wyobrażać, co by było, gdyby taka tragedia wydarzyła się w dużym mieście. I to nie tylko z powodu ogromu strat. - Tu wszyscy się znają, w sąsiedztwie mieszkają całe rodziny, więc sobie nawzajem pomagają - mówi. Tydzień po tragedii jest już spokojniejszy. - Sytuacja jest opanowana - ocenia. - Jedzenia jest w bród, poszkodowanym niczego nie brakuje - zapewnia. - Sporo już udało się wszystko uprzątnąć, pomoc finansowa zaczęła płynąć i można zacząć odbudowę, więc trochę bardziej optymistycznie patrzą na przyszłość. Teraz najbardziej potrzeba im rąk do pracy, bo sami wszystkiego zrobić nie mogą.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.