Najbardziej prawicowy zakątek Zachodu ochoczo włączył się do walki z „islamskim zagrożeniem", po tym jak premier austriackiej Karyntii Joerg Haider zapowiedział, że zrobi wszystko, by uniemożliwić rozbudowę meczetów na terenie landu. Haider ma nadzieję, że za jego przykładem pójdzie cała Austria - napisał Dziennik.
- Wyrastające ponad meczetami minarety nie są zgodne z lokalną tradycją architektoniczną i po prostu psują krajobraz - zaproponował niepoprawny polityk, którego partia pod koniec lat 90. niespodziewanie wygrała wybory parlamentarne, doprowadzając do unijnego bojkotu Austrii. Zdaniem Haidera trzeba niezwłocznie zmienić prawo budowlane, by w ogóle uniemożliwić wznoszenie minaretów. W przypadku rządzonego przez Haidera 560-tysięcznego landu na granicy ze Słowenią zakaz ma mieć charakter prewencyjny, bo na razie nikt w tym alpejskim landzie meczetów budować nie chce. - Ten zakaz ma jednak pokazać mniejszościom religijnym w Austrii, że powinny się integrować, a nie wznosić symboli triumfu swojej religii. A poza tym czy słyszeli państwo, by ktoś budował kościoły w krajach islamskich? - mówi Dziennikowi jeden z najbliższych współpracowników Haidera Stefan Petzner. Propozycje kontrowersyjnego premiera Karyntii natychmiast wywołały w Austrii polityczną burzę. Gromił je ostro kanclerz Alfred Gusenbauer. - Nie wolno definiować islamu jako problemu politycznego. W naszym 8-mln kraju żyje 400 tyś. muzułmanów i nie wolno utrudniać im praktyk religijnych - mówił w telewizji ORF. Zdaniem Gusenbauera lepiej, żeby muzułmanie budowali w Austrii duże meczety, do których każdy może wejść i które z natury są rzadziej infiltrowane przez Al-Kaidę niż tajne miejsca modlitwy organizowane po domach. - To gwarancja przejrzystości. W przeciwieństwie do małego meczetu w podwórzu, który trudno skontrolować - argumentuje austriacki kanclerz. Również organizacje skupiające austriackich muzułmanów okrzyknęły propozycję Haidera jako skandaliczną. - To populistyczna próba zrobienia z muzułmanów wroga publicznego - mówił Dziennikowi Amin Baghajati ze Związku Austriackich Muzułmanów. Jedyną znaczącą siłą polityczną, która poparła pomysły premiera Karyntii, jest Wolnościowa Partia Austrii (FPO), której był kiedyś przewodniczącym. - Jesteśmy nawet za wpisaniem zakazu budowy minaretów do austriackiej konstytucji - deklarował szef partii Heinz-Christian Strache. W Wiedniu spekuluje się, że wspólne stanowisko w sprawie minaretów to przygrywka do ponownego mariażu Heidera i wolnościowców, których drogi rozeszły się dwa lata temu. 57-letni Heider był jednym z ojców sukcesu partii, z której w czasie 14 lat swojego przywództwa stworzył drugą siłę polityczną Austrii. Pod jego rządami FPO była jedną z pierwszych partii Europy konsekwentnie głoszących hasła antyemigracyjne. Gdy w 1999 r. FPO uzyskała w wyborach rekordowy wynik 27 proc. głosów i weszła do centroprawicowego rządu Wolfganga Schuessela, na Wiedeń posypały się gromy. 14 państw UE wprowadziło nawet symboliczne sankcje dyplomatyczne wobec Austrii. Po paru miesiącach mało błyskotliwa akcja „bojkotu” Austrii umarła jednak śmiercią naturalną. Później, gdy partia Haidera zaczęła tracić poparcie, jej przywódca zagrał va banque. Stwierdził, że jego partia straciła świeżość i założył jej prawicową konkurencję - Związek Przyszłości Austrii (BZO). Dziś stara i nowa partia Haidera zasiadają w wiedeńskim parlamencie. Gdyby połączyły siły, byłyby trzecią siłą polityczną Austrii. Do wypowiedzi karyntyjskiego premiera dochodzi też w czasie, gdy europejska ultraprawica coraz częściej sięga po retorykę walki z islamem. 11 września policja w Belgii spacyfikowała marsz nacjonalistów przeciwko „islamizacji Europy”.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.