95 policjantów biorących udział w wyprowadzaniu byłych sióstr betanek z klasztoru w Kazimierzu Dolnym dostało nagrody finansowe za wzorowe przeprowadzenie akcji. Tymczasem do dziś nie wiadomo, gdzie przebywają kobiety pozostawione same sobie, a eksperci twierdzą, że podczas akcji popełniono wiele błędów - pisze Dziennik.
Szef MSWiA Władysław Stasiak oraz komendant główny policji Tadeusz Budzik wręczyli nagrody od 2 do 5 tys. zł brutto. Spośród nagrodzonych ogromna większość to 72 policjantki, które bezpośrednio brały udział w akcji na "pierwszej linii". "Dziękuję wam za to, że tak sensownie i tak z głową potrafiliście wykonać to zadanie. To dowód nie tylko na wasz profesjonalizm, ale też przytomność umysłu" - mówił do nagradzanych policjantów minister Stasiak. Podczas uroczystości podkreślano, że eksmisja byłych betanek była arcytrudną operacją - siostry zajmowały klasztor od ponad dwóch lat i odmawiały jakichkolwiek kontaktów ze światem zewnętrznym. W grudniu 2006 r. Stolica Apostolska wydała dekrety, na mocy których wydalono je z zakonu, ponieważ złamały ślub posłuszeństwa i zasady życia konsekrowanego. Prawowite właścicielki - zakon betanek - uzyskały nakaz eksmisji, ale problemem było jej przeprowadzenie, obawiano się fizycznego starcia lub zbiorowego samobójstwa. Same policjantki mówiły wczoraj, że najtrudniejsze w akcji było wejście do klasztoru. "Nie wiedziałyśmy, czego mamy się spodziewać, jak zachowają się siostry. Podeszły jednak do nas pokojowo, z czasem się do nas przekonały, przestały traktować jak wrogów, a zaczęły traktować jak kobiety" - powiedziała Elżbieta Krzemińska z 15. kompanii kobiecej KSP. Eksmitowane byłe betanki przewieziono do trzech domów rekolekcyjnych, ale nie skorzystały one z przygotowanych dla nich tam pomieszczeń. Odjechały w nieznanym kierunku i do dziś nie wiadomo, gdzie się znajdują. Dziennik zamieszcza także rozmowę z o. Tomaszem Francem z dominikańskiego ośrodka informacji o nowych ruchach religijnych i sektach: Wojciech Łaskarzewski: Policjanci dostają nagrody za przeprowadzenie eksmisji byłych betanek okupujących klasztor w Kazimierzu Dolnym. Jak ojciec ocenia tę akcję? Ojciec Tomasz Franc: Uczestniczyłem w tych wydarzeniach i z technicznego punktu widzenia akcja była przeprowadzona dość sprawnie, ale tylko do pewnego momentu. Wszyscy skupili się na aspekcie prawnym, zapominając o prawdziwym dramacie ludzi. Najważniejszy problem - sekty - pozostał przecież wciąż nierozwiązany. Tak nie powinno się postępować. Liczyłem, że podczas eksmisji ja oraz obecna na miejscu grupa psychologów będzie miała okazję dotrzeć do tych kobiet i umożliwić chociażby kontakt z rodzinami, które od wielu miesięcy rozpaczliwe próbują odzyskać swoje dzieci. Taki był plan, ale już po opuszczeniu przez zakonnice budynku zawiodła organizacja. W efekcie całkowicie byliśmy bezużyteczni i bezradni. Dla mnie osobiście cała ta operacja była gorzką porażką.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.