Od chleba z serem do zupy czekoladowej

Co jedzono podczas Wigilii w roku 1494? A w 1792 ? Albo 1899? Na historyczną podróż po wigilijnych stołach zaprosił Dziennik.

Mikołaj i Elżbietka o swój ukochany świąteczny przysmak, opłatek ze znakiem krzyża i napisem "Jezus ludzi Zbawiciel", nie musieli się już dopytywać. Leżał na stole. Po skromnej postnej kolacji, na którą składała się zaledwie odrobina chleba z serem, rodzina Bełzów zaczęła szykować się na pasterkę. Tak wyglądały polskie święta w 1494 roku - czytamy w niezwykle ciekawym artykule Piotra Ciśli. Kraków 1494 Z okien domu niezbyt zamożnego płatnerza Jana Bełzy widać było i kramy przy Sukiennicach, i kawałek miejskiego ratusza. Mikołaj i Elżbieta, najstarsze z jego dzieci, wyglądały więc z pierwszego piętra na ulicę, kiedy tylko mogły. Dziś wyciągały szyje, niby to czekając na ojca, a naprawdę zerkając ciekawie na cichnący pomału przedświąteczny galimatias. Część bud była już ciemna i zamknięta na głucho, ale przy innych wciąż można było kupić owoce, jarzyny, nabiał, solone śledzie czy łakocie. Pan Jan miał nadejść lada chwila. Mikołajek i Elżbietka zostali wreszcie przegonieni przez matkę, którą do izby przyciągnął wiatr wiejący z otwartego okna. Szybko znaleźli sobie nowe zajęcie: wymyślanie przeróżnych historii o tym, jak groźnymi zwierzętami musiały być wielbłądy, które w liczbie szesnastu poselstwo tureckie do króla Jana Olbrachta pozostawiło przed ratuszem latem tego roku. Dziwne to były stwory - niby konie, a jednak całkiem inne. Podobno w kościele u Bernardynów w szopce bożonarodzeniowej wystawiono wśród innych bydlątek wielbłądzie figurki. Elżbietka nie mogła się doczekać, by zobaczyć choć takiego dziwoląga, bo widok tych prawdziwych, tureckich, ominął ją niestety. Mikołajka bardziej ciekawiło teatrum, które na Boże Narodzenie szykowali żacy z Akademii Krakowskiej. Rok temu widział je po raz pierwszy i już nie mógł się doczekać powtórki: widoku obracającej się papierowej gwiazdy ze światłem w środku, wielkich kolorowych lalek przedstawiających króla Heroda, diabła i samą śmierć, a także cudacznie przebranych kolędników, wśród których najważniejszy był dziad z wielką torbą, który zbierał datki i dawał znak do śpiewania kolęd. Elżbietka od kilku dni powtarzała sobie po cichutku słowa "Dzieciątko się nam chwalebnie narodziło, Bóg biednych ludzi pocieszył", by w Boże Narodzenie śpiewać wraz z innymi. Naraz od ulicy dał się słyszeć przeraźliwy rwetes, zagniewane okrzyki i tupot licznych nóg. Gromada nicponi w skórach bydlęcych i dziwacznych maskach, korzystając z zamieszania, zaczepiała i straszyła przechodniów. Czuć ich było piwem, pewnie dopiero co odeszli od gry w kości w pobliskiej karczmie. Ponoć kto w ten wieczór wygrał nieco grosza, temu fortuna przez cały rok sprzyjać miała. Próżno kaznodzieje tępili zabobon i odmawiali hazardzistom prawa do nazywania się chrześcijanami. Dziś jednak szczęście opuściło łobuzów - pan Bełza wracał właśnie do domu i nie zamierzał patrzeć po próżnicy na zamęt pod własnymi drzwiami. Dwójka towarzyszących mu czeladników chwyciła więc za pałki i dalej rozganiać awanturników. Uliczka szybko opustoszała, a płatnerz witał się już czule z małżonką. Mikołaj i Elżbietka zbiegli z piętra, czekając na swoją kolej, by pana ojca uściskać. O swój ukochany świąteczny przysmak, opłatek ze znakiem krzyża i napisem "Jezus ludzi Zbawiciel", nie musieli się już dopytywać. Leżał na stole - nie mogło być inaczej. Przecież właśnie po niego pan Bełza musiał jeszcze wyjść do krakowskich przekupek, potajemnie zaopatrujących się w opłatki u benedyktynów. Ksiądz proboszcz nie musiał o tym wiedzieć.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
9°C Piątek
noc
6°C Piątek
rano
13°C Piątek
dzień
14°C Piątek
wieczór
wiecej »