Oświadczenie Baracka Obamy, że ciąża byłaby dla jego córek „karą", wywołała oburzenie amerykańskiej prawicy i stała się pretekstem do przypomnienia jego liberalnych poglądów na temat aborcji - donosi Rzeczpospolita.
– Mam dwie córki, dziewięcio- i sześcioletnią. Zamierzam wpoić im wartości i zasady moralne. Ale jeśli popełnią błąd, nie chciałbym, by zostały ukarane dzieckiem – powiedział kandydat na prezydenta USA podczas wiecu w Pensylwanii. Wypowiedź dotyczyła edukacji seksualnej jako ochrony przed AIDS i chorobami wenerycznymi. Wielu Amerykanów potraktowało ją jednak jako pochwałę aborcji. W ostatnich dwóch dniach słowa faworyta do demokratycznej nominacji prezydenckiej stały się pretekstem do gwałtownych ataków prawicy. – Chciałby aborcji własnych wnuków. To pokazuje, w jak wielkiej pogardzie ma ludzkie życie – stwierdził dyrektor organizacji Narodowe Prawo do Życia David Osteen. Sztab Obamy wyjaśnia, że słowa senatora nie stanowiły pochwały aborcji i że „wszyscy zgadzają się co do tego, iż należy robić wszystko, by zmniejszyć liczbę ciąż i aborcji wśród nastolatek”. Jednak media zaczęły przypominać liberalne poglądy senatora. „Stanowisko Obamy w sprawie aborcji jest skrajne” – stwierdził we wczorajszym wydaniu Washington Post Michael Gerson. Autor zauważa, że senator z Illinois głosował przeciwko ustawie zakazującej tak zwanej później aborcji, którą nieżyjący już nestor demokratów, senator Daniel Moynihan, nazwał dzieciobójstwem. Wall Street Journal przypomina, że właśnie z powodu podejścia do aborcji Obama został uznany w zeszłym roku za najbardziej liberalnego członka Senatu.
Według FSB brał on udział w zorganizowaniu wybuchu na stacji dystrybucji gazu.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
W Monrowii wylądowali uzbrojeni komandosi z Gwinei, żądając wydania zbiega.