Uważam także, że jeśli jakiś Japończyk sam prosi o chrzest, to mamy do czynienia z pewnego rodzaju cudem - twierdzi kanadyjski redemptorysta o. Gabriel Boudreault, któremu cesarz Japonii Akihito przyznał w br. jedno z najważniejszych odznaczeń: Order Wschodzącego Słońca.
W rozmowie z katolicką agencją UCAN misjonarz podzielił się swoimi wrażeniami z 36-letniego pobytu w kraju kwitnącej wiśni. Zdaniem o. Boudreault Japończyk ma „dobrą pracę, dobrą rodzinę, dobre społeczeństwo, wszystko – ale przychodzi do kościoła i chce być ochrzczonym, i żyć jak chrześcijanie. To jest jakiś cud Bożej łaski”. Odpowiadając na pytanie dotyczące przyszłości Kościoła w Japonii redemptorysta podkreślił „silną obecność katolicyzmu” w tym kraju, która niekoniecznie musi wyrażać się w oficjalnej liczbie ok. 1 mln katolików, czyli mniej niż 1 proc. całego społeczeństwa. „Przed kilkoma laty przeprowadzono badania, z których okazało się, że ok. 4 mln Japończyków uważa się za «związanych w jakiś sposób z Kościołem katolickim». Mogę tu dać przykład pewnego staruszka, którego osobiście znałem, a który z racji silnych rodzinnych powiązań z buddyzmem nie mógł przyjąć chrztu. Przed śmiercią wyznał jednak: «Myślę tak, jak katolicy»” – opowiada o. Boudreault. Uważa on, że Japończycy w większości nie wstydzą się swoich powiązań z Kościołem, którego działalność jest obecnie wysoko oceniana przez władze, zwłaszcza gdy chodzi o kościelne szkolnictwo i szpitale. Np. najbardziej znany jezuicki uniwersytet Sophia w Tokio, który po II wojnie światowej był zaliczany do trzeciorzędnych, obecnie znalazł się w czołówce japońskich wyższych uczelni. Podobną ocenę można wystawić uniwersytetowi werbistów Nanzan w Nagoi oraz innym, prowadzonym przez żeńskie zgromadzenia zakonne. O. Boudreault działał w Japonii jako misjonarz w latach 1950-1986, głównie w diecezji Jokohama. Wybudował tam kilka kościołów oraz dom seniora. Przez dwa lata pełnił funkcję przewodniczącego Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich w Japonii. Od 2006 r., przez następne 20 lat pracował w Rzymie jako łącznik Konferencji Episkopatu Japonii ze Stolicą Apostolską oraz jako doradca ambasady japońskiej w Watykanie. W rozmowie z UCAN kanadyjski misjonarz podzielił się również kilkoma oryginalnymi obserwacjami nt. Japonii i jej mieszkańców. Jego zdaniem, żeby zbliżyć się do Japończyków, trzeba pokonać wiele barier, gdyż są to dość „zamknięci” ludzie, którzy żyją w „zamkniętych” społecznościach. Z pierwszej miejscowości, w jakiej żył, z Kamakury koło Jokohamy, utkwiły mu w pamięci domy, szczelnie otoczone bambusowymi płotami, jakby w obawie przed ingerencją w prywatne życie danej rodziny. Jednoczenie zauważył dużą roztropność Japończyków, którzy „nigdy pierwsi nie mówią tego, co myślą, ale raczej czekają i słuchają całej wypowiedzi drugiej strony. W tym wyraża się zarazem ich delikatność i szacunek”. „Jest to cywilizacja całkowicie różna od tej, z której przyjechałem. Na początku wszystko tu wydawało mi się inne: zwyczaje, jedzenie... Czułem się jednak szczęśliwy, że mogę poznawać świat ludzi, którzy okazali się na swój sposób szczodrzy i gościnni. Podobało mi się też, że żyją oni w dużej bliskości z naturą i przyrodą oraz to, że kierują się w życiu – bardziej niż Amerykanie czy Kanadyjczycy – swoimi uczuciami... W rezultacie, mogę powiedzieć, że to, kim jestem obecnie, w dużej mierze zawdzięczam kontaktom z Japonią” – wyznał kanadyjski misjonarz. Wspomniał także swoją pierwszą rozmowę z ówczesnym biskupem Jokohamy, który wskazując na trudności w opanowaniu języka japońskiego, powiedział: „Pamiętaj, że nawet studiując 20 lat ten język, możesz nie zrozumieć, co Japończycy chcą rzeczywiście powiedzieć”. Po latach o. Boudreault przyznaje, że sensu wypowiedzi niektórych Japończyków rzeczywiście nie udało mu się nigdy odgadnąć.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.