Czterech z pięciu członków Sądu Najwyższego w Salwadorze zdecydowało, że archiwa dotyczące represji z czasów wojny domowej w tym kraju (1980-1992) pozostaną pod kuratelą Kościoła.
W ostatnich tygodniach władze podjęły próbę ich przejęcia. Znajdują się tam bowiem m.in. dramatyczne świadectwa tysięcy Salwadorczyków, którzy przez lata konfliktu zbrojnego zwracali się o pomoc i ochronę do Kościoła. Ówczesny ordynariusz San Salvador, abp Oscar Romero, utworzył w tym celu specjalne biuro praw człowieka przy stołecznej kurii.
Sąd Najwyższy orzekł, że zebrane w archiwum tysiące dokumentów i świadectw są własnością Kościoła i nikt przez niego nieupoważniony nie może z nich korzystać. Podobne oświadczenie złożył również abp José Luis Escobar Alas. Już wcześniej, przed wydaniem przez sąd orzeczenia, zapewnił on rodziny ofiar represji z tych lat, że zebrane w archiwum dokumenty są kompletne i nikt nieupoważniony nie będzie miał do nich wglądu.
Kuria diecezjalna w San Salvador zamknęła pod koniec września swoje biuro praw człowieka, którego częścią było archiwum. Pojawiły się bowiem pewne nieprawidłowości administracyjne w jego zarządzaniu, co mogło prowadzić do wycieku informacji. Archiwum jest aktualnie reorganizowane i specjalnie zabezpieczane. Dwanaście lat wojny domowej w Salwadorze pociągnęło za sobą 75 tys. zamordowanych i zaginionych. Wśród nich było wielu księży i katechetów. Od kul reżimu zginął również abp Oscar Romero. Zebrana dokumentacja zawiera opis ponad 50 tys. spraw dotyczących pogwałcenia praw człowieka.
Według najnowszego sondażu Calin Georgescu może obecnie liczyć na poparcie na poziomie ok. 50 proc.
Zapewnił też o swojej bliskości mieszkańców Los Angeles, gdzie doszło do katastrofalnych pożarów.
Obiecał zakończenie "inwazji na granicy" i zakończenie wojen.
Ale Kościół ma prawo istnieć, mieć poglądy i jasno je komunikować.