W kogo bije dzwon?

as

publikacja 20.08.2006 11:42

W kraju, w którym wolność wyrażania swych poglądów stawia się bardzo wysoko, ksiądz zostanie ukarany za włączenie dzwonów.

Podana przez Radio Watykańskie wiadomość o tym, co przydarzyło się bawarskiemu księdzu z miasteczka Miltenberg nadaje się do działu „Niedo-wiarki”. Bo doprawdy trudno uwierzyć, że w kraju, w którym wolność wyrażania swych poglądów stawia się bardzo wysoko, ksiądz zostanie ukarany za włączenie dzwonów. A jednak właśnie na to się zanosi. Czy ksiądz się powinien mieszać do spraw politycznych? Czy może zagłuszać dźwiękiem dzwonów neonazistowskie okrzyki, skoro zdaniem lokalnej władzy były one legalne? Czy w ogóle wolno posługiwać się dzwonami w innym celu niż zwoływanie wiernych na modlitwę? Pozornie odpowiedzi na te pytania są proste. Ale tylko pozornie. W minionym półwieczu księża katoliccy w Polsce wielokrotnie w najrozmaitszy sposób „mieszali się” do spraw politycznych. Ale poza ówczesną władzą nikt nie miał im tego za złe. Raczej tego od nich oczekiwano. Natomiast w stosunku do Kościoła katolickiego w Niemczech (przede wszystkim wobec duchownych) raz po raz można usłyszeć pretensje, iż nie dość energicznie protestowali przeciw Hitlerowi, a ówczesne milczenie hierarchii traktowane jest na równi z aprobatą dla faszyzmu i wszystkich jego najgorszych treści. Dziś, gdy niemieckie autorytety moralne, takie jak Guenter Grass, odsłaniają związane z nazizmem ciemne karty w swych życiorysach, gdy coraz częściej bagatelizuje się tamte straszne wydarzenia, gdy cierpienie agresorów stawiane bywa na równi z cierpieniem napadniętych, jeden niemiecki ksiądz chciał zasygnalizować, że jego zdaniem - jako kapłana i jako obywatela wolnego demokratycznego kraju - dzieje się coś niedobrego. Najprawdopodobniej postępował zgodnie ze swoim sumieniem. Chciał zagłuszyć to, co jego zdaniem jest złe. Został oskarżony o zakłócanie legalnej imprezy. Kilka dni temu na stacji benzynowej zostałem strasznie zrugany przez pewnego kierowcę, że jadąc zgodnie z przepisami, nie ustąpiłem mu z drogi, gdy on gnał z szybkością 150 kilometrów na godzinę tam, gdzie było ograniczenie do 70. Aby wyrazić swoje oburzenie specjalnie zjechał za mną z drogi. Wrzeszczał i groził mi, że zajmie się mną jego znajomy policjant. Wspierali go dzielnie współpasażerowie - jego żona i jej brat. Gdy zwróciłem uwagę, że dzięki mnie uniknęli nie tylko przekroczenia przepisów, ale także zagrożenia życia na niebezpiecznym odcinku drogi, powiedzieli mi, że to ich sprawa, z jaką prędkością jadą i mnie nic do tego. Pozornie mieli rację. Nie jestem policjantem i nie do mnie należy pilnowanie, aby ludzie jechali z właściwą prędkością. Czy jednak gdybym ustąpił im z drogi (co było po prostu niemożliwe przy tłoku, jaki wówczas panował ma szosie), a im zdarzyłoby się coś złego, nie ponosiłbym za to jakiejś moralnej odpowiedzialności? Być może ksiądz z Miltenberg powinien poszukać jakichś innych, demokratycznych sposobów sprzeciwienia się temu, co uważał za złe. On włączył dzwony. Niektórzy mówią, że szatan denerwuje się, gdy słyszy dźwięk dzwonów. Chyba się zdenerwował. 20.08.2006

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..