Dla tych, którzy są w jakiejś grupie problem zapewne jest mniejszy. Dla nich Kościołem będzie wspólnota. Dla tych, którym życie i praca nie pozwala się zakorzenić, kadencyjność może oznaczać, że w ciągu 5-7 lat własnego proboszcza właśnie zaczną rozpoznawać „z twarzy".
Proboszcz jest pierwszym łącznikiem każdego wiernego z Kościołem. Dla lokalnej społeczności powinien więc być najwyższym autorytetem. – czytam w dzienniku Polska. Tymczasem wyniki badań statystycznych wskazują, że poziom zaufania sięga 56%, a władzy kościelnej ufa 8,8% Polaków mieszkających w wielkich miastach. Dlaczego? Oczekiwanie, by autorytetem cieszył się jakikolwiek urząd wydaje mi się absurdalne. Zaufanie mogę mieć do człowieka. Człowieka, którego znam, z określoną twarzą i nazwiskiem. Skoro spory odsetek Polaków nie potrafi wymienić nazwiska własnego biskupa, czy może mieć do niego zaufanie? Czy w budowaniu zaufania do proboszczów kadencyjność nie będzie przeszkodą? W dużych miastach przynależność do parafii się rozmywa. Oferta duszpasterska jest bogata, ludzie należą do różnych wspólnot, często funkcjonujących przy zupełnie innych parafiach, w końcu rytm życia i pracy wymusza uczestnictwo w praktykach religijnych na drugim końcu miasta. Jeśli do tego dodać nierzadkie przeprowadzki, wyjazdy na studia lub do rodziny oraz brak społeczności lokalnych (standard!) kontakt z własną parafią przynajmniej okresowo ogranicza się do corocznej wizyty duszpasterskiej. I nie dotyczy to tylko ludzi stojących na obrzeżu Kościoła. Dla tych, którzy są w jakiejś grupie problem zapewne jest mniejszy. Dla nich Kościołem będzie wspólnota. Dla tych, którym życie i praca nie pozwala się zakorzenić, kadencyjność może oznaczać, że w ciągu 5-7 lat własnego proboszcza właśnie zaczną rozpoznawać „z twarzy”. Duszpasterstwo w wielkich miastach jest problemem. Wspólnota – choć pomocna – nie wystarczy. Wspólnoty są strukturami z tendencją do zamykania się. Bliższa im będzie inna grupa na drugim końcu miasta, kraju czy świata, niż człowiek żyjący obok, ale w innej duchowości. W dodatku bardzo często gromadzą ludzi podobnych: znajdujących się na podobnym etapie życia, o podobnym stopniu wykształcenia, podobnie myślących, czujących. Ktoś, kto się w tym nie mieści musi mieć olbrzymie samozaparcie, by wytrwać. Najczęściej odchodzi i szuka ludzi podobnych sobie lub pozostaje sam. A nie jest dobrze, by człowiek był sam. Kościół nie składa się z ludzi podobnych. Wręcz przeciwnie, jego powszechność oznacza różnorodność. Doświadczeń, duchowości, poziomu wykształcenia, zaawansowania w wierze, stanu i wszelkich innych cech. Ta różnorodność jest źródłem bogactwa i podstawowym sposobem działania Ducha Świętego, który mówi do mnie właśnie przez innych i tych z którymi mi nie po drodze. Nie widzę szansy takiego spotkania w Kościele złożonym ze wspólnot. Daje je parafia, która jest wspólnotą dla wspólnot i wymusza ich spotkanie, ale też zbiera tych, którzy z jakichś przyczyn nigdzie się nie zmieścili. Parafia, której twarzą jest proboszcz. Chyba dobrze, żeby coś w Kościele było stałego. Z założenia nie są na stałe wikarzy, coraz rzadziej stali są parafianie. Kto pozostaje?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.