Uratował mnie fragment listu, jaki na kilka dni przed rekolekcjami dostałem od jednego ze swoich wychowanków. „Jak pohamować agresję buta, rodzącą się na widok pierwszoklasisty?" Ryba chwyciła haczyk i jakoś poszło. Ale po tych rekolekcjach powiedziałem sobie, że już nigdy więcej w pojedynkę.
Jeszcze Wielki Post nie rozpoczął się na dobre, a już w prasie pojawiły się artykuły o szkolnych rekolekcjach. Właściwie nic nowego. Śmiało można powiedzieć, że to jeden z tematów dyżurnych dla zajmujących się problematyką kościelną autorów. Szkoda jedynie, że ten ważny temat przedstawiany jest nie tyle jednostronnie, co jednoaspektowo. Z lektury najczęściej dowiedzieć się można o konfliktach między katechetami a pozostałą częścią grona pedagogicznego, skargach rodziców na brak opieki nad dziećmi czy nieodpowiednie przygotowanie ze strony parafii. Nie zamierzam twierdzić, że są to historie wyssane z palca. Przez kilkanaście lat, jako nauczyciel religii w szkołach ponadpodstawowych, byłem świadkiem wielu nieporozumień i jako odpowiedzialny za rekolekcje musiałem podejmować czasem trudne decyzje. Uważam jednak, że sprowadzenie dyskusji do poziomu napięć – co tu ukrywać – spowodowanych bardzo niejasnymi wytycznymi MEN-u, jest po prostu spłycaniem problemu. Przygotowując ten komentarz zajrzałem na strony zajmujących się katechezą w szkole portali. Ze zdziwieniem odkryłem, że tematyka rekolekcji jest w nich niemal zupełnie nieobecna. Nawet na naszym, obfitującym w wątki forum o katechezie w szkole. Owszem parę propozycji Drogi Krzyżowej, trochę linków odsyłających do specjalistycznych periodyków (po kliknięciu okazuje się, że mamy sam tytuł i zachętę do kupna danego numeru), jakieś rozważania. Przestałem się dziwić, gdy zauważyłem, że wiodący miesięcznik dla katechetów podjął temat dopiero w numerze marcowym. Przyzwyczajony, że w redakcji o Adwencie i Wielkim Poście dyskutujemy z przynajmniej trzymiesięcznym wyprzedzeniem, uważam, że zrobił to za późno. Terminy dawno ustalone, kaznodzieja zaproszony, żadna dyskusja nic nie zmieni. A że jest o czym rozmawiać świadczą badania, jakie przeprowadził Ks. dr Bogusław Połeć z diecezji tarnowskiej. Wynika z nich, że w badanej grupie 22,9% respondentów nie organizowało specjalnych przygotowań do rekolekcji; tylko 1/5 katechetów wykorzystała spotkanie rady pedagogicznej do promowania rekolekcji a zaledwie 9% katechetów potrafiło określić własny cel organizowanych przez siebie rekolekcji. Wnioski, do jakich doszedł autor badań nie napawają optymizmem. „Wyniki (…) wskazują, że dla wielu rekolekcje stały się już pewną rutyną, nie wymagającą specjalnych przygotowań: wystarczy znaleźć rekolekcjonistę, ustalić datę, zgłosić w szkole - a wszystko inne jakoś będzie". Tymczasem nie od dziś wiadomo, że sam rekolekcjonista nie wystarczy. Przekonałem się o tym przed kilkunastu laty, gdy w pewnym mieście wojewódzkim musiałem zmierzyć się z prawie tysięczną grupą uczniów dużego zespołu szkół technicznych. Uratował mnie fragment listu, jaki na kilka dni przed rekolekcjami dostałem od jednego ze swoich wychowanków. „Jak pohamować agresję buta, rodzącą się na widok pierwszoklasisty?” Ryba chwyciła haczyk i jakoś poszło. Ale po tych rekolekcjach powiedziałem sobie, że już nigdy więcej w pojedynkę. Że do tego musi być odpowiednio przygotowany zespół ludzi. Nie tylko proboszcz i stojący nad uczniami jak policjanci wikariusze. Zespół liturgiczny przygotowujący nabożeństwa, grupa świadków, schola, wystarczająca ilość spowiedników. A co najważniejsze, odpowiednio wcześniej określony cel i metoda, jaką chce się go osiągnąć. Potem spotkania z gronem pedagogicznym i z uczniami na lekcjach. Również pomoc uczniom, którzy po zakończeniu rekolekcji będą chcieli kontynuować pracę nad sobą. W ewentualnej dyskusji i planowaniu musi pojawić się pytanie o stworzenie środowiska rozwoju dla tych, którzy w trakcie rekolekcji przeżyli autentyczną przemianę. W 2006 roku miesięcznik „W drodze” pisał o inicjatywie, jaka pojawiła się w archidiecezji poznańskiej. Grupa ludzi decydowała się na roczne zawieszenie aktywności zawodowej. Na ten czas przenosili się do jednego z ośrodków, gdzie przygotowywali się do prowadzenia rekolekcji szkolnych. Potem, z odpowiednim wyprzedzeniem, odwiedzali szkoły i na lekcjach rozmawiali z uczniami, motywując ich do udziału w rekolekcjach. Kulminacją były trzy dni, spędzone w szkole na ćwiczeniach duchowych. Przypuszczam, że podobnych grup znajdzie się w Polsce więcej. Jeśli piszę o ewentualnej dyskusji, to widzę w niej przede wszystkim ludzi z takich środowisk. Przygotowanych i mających za sobą konkretne doświadczenia. Być może nie wszystko, co udało się w mieście X uda się w miejscowości Y. Zobaczymy jednak ile jest możliwości i szans dobrego przeżycia tego czasu. Czasu, marnowanego przez naiwną wiarę, że łaska Boża zastąpi nasze intelektualne i duchowe lenistwo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.