Biskupi polscy i niemieccy podpiszą dzisiaj w Fuldzie oświadczenie w 40. rocznicę słynnego orędzia "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie". - Pokoju nie nabywa się raz na zawsze, dlatego powtarzanie ma sens, zwłaszcza w świetle ostatnich zadrażnień - mówi bp Tadeusz Pieronek.
Pierwsze sygnały o chęci pojednania ze strony Kościoła niemieckiego pojawiły się na długo przed powstaniem orędzia. W 1958 r. kard. Joachim Doepfner przekazał prymasowi Wyszyńskiemu list. Stwierdzał w nim, że dla "czynników miarodajnych w Niemczech Zachodnich" ważniejsze niż drażliwa kwestia granic jest "ułożenie na przyszłość stosunków Polski i Niemiec". Dla Wyszyńskiego kwestia pojednania z Niemcami była nie tylko chrześcijańskim gestem. Traktował je także jako drogę do unormowania stosunków z Watykanem, który nie zezwolił na utworzenie na ziemiach zachodnich stałej administracji kościelnej. Jedną z przyczyn była silna pozycja w Kurii Rzymskiej niechętnego ustaleniom poczdamskim episkopatu RFN. "Orędzie biskupów polskich do ich niemieckich braci" ogłoszono w listopadzie 1965 r. Głównym autorem był ślązak abp Bolesław Kominek. Impuls do powstania listu dało październikowe memorandum Kościoła Ewangelickiego Niemiec nawołujące do porozumienia w Europie i uznania nowych granic. Treść listu biskupi polscy konsultowali ze stroną niemiecką. W efekcie stwierdzali, że granica na Odrze i Nysie jest dla Polski "sprawą egzystencji", a nie tylko "zwiększenia obszaru życiowego" . Podkreślali jednocześnie, że dla Niemców jest "nad wyraz gorzkim owocem wojny". List kończyła pamiętna fraza: "Wyciągamy do was, siedzących tu na ławach kończącego się Soboru, nasze ręce oraz udzielamy przebaczenia i prosimy o nie". Atak władz PRL na Kościół Po ogłoszeniu listu ruszyła antykościelna nagonka władz. Szła w parze z reakcją społeczeństwa - inicjatywę biskupów przyjęto ze zgorszeniem. - Ten list był szokiem. Społeczeństwo polskie nie było na taką tematykę przygotowane, dlatego list nie znalazł właściwego oddźwięku - mówi prof. Anna Wolff-Pawęska, ekspert od stosunków polsko-niemieckich. Bp Pieronek sprzeciw zwykłych ludzi wobec listu odczuł na własnej skórze. - Szedłem krakowskim Rynkiem i ktoś napluł mi pod nogi. Z listem był kłopot, bo w nas było wtedy ciągle ogromnie dużo złości. Mieliśmy nadal przed oczami obrazki z wojny. Wielu ludzi poczuło się oszukanych, że ktoś za nich wypowiada słowa przebaczenia. Pojawiało się naturalne pytanie: Kto tu komu ma wybaczać? Sam po przemyśleniu cieszyłem się z tego aktu, potrzebne jednak było wewnętrzne dojrzewanie - opowiada. Odpowiedź biskupów niemieckich, która przyszła w grudniu 1965 r., była powściągliwa. Zabrakło wyraźnej deklaracji o nienaruszalności polskiej granicy zachodniej. Wątpliwości mogło budzić sformułowanie o "prawie do rodzinnych stron". - Odpowiedzią byliśmy rozczarowani, była za słaba, daleka od tego, na co potrafili się zdobyć biskupi polscy. Niemcy odpowiedzieli półgębkiem, nie potrafili wyrzec kilku słów z takim rozmachem i otwartością jak Polacy - wspomina Jacek Woźniakowski, publicysta, współzałożyciel Klubów Inteligencji Katolickiej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.