19 października 1984 roku funkcjonariusze SB zamordowali ks. Jerzego
Popiełuszkę, kapelana "Solidarności".
Życie po życiu
Joann Cieśla, Agnieszka Rybak
Wciąż większe emocje budzi pytanie, kto przyczynił się do śmierci Popiełuszki, niż przesłanie księdza Jerzego
(Tekst ukazał się w tygodniu Polityka nr 42/2004)
W dwadzieścia lat po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki wróciły spekulacje o zleceniodawcach jego zabójstwa. Mimo upływu czasu okoliczności mordu wciąż budzą większe zainteresowanie niż samo przesłanie skromnego kapłana z okolic Suchowoli. Komu dzisiaj potrzebny jest ksiądz Jerzy?
Znany historyk prof. Andrzej Paczkowski na kilka dni przed 20 rocznicą śmierci ks. Jerzego Popiełuszki ujawnił dokument, który nie miał prawa ujrzeć światła dziennego przez sześć najbliższych lat. Notatka opisuje spotkanie z 25 października 1984 r. W Urzędzie Rady Ministrów po pierwszych przesłuchaniach Grzegorza Piotrowskiego, jak się później okazało – zabójcy księdza Jerzego Popiełuszki, gen. Wojciech Jaruzelski spotkał się z szefem URM gen. Michałem Janiszewskim, płk. Bogusławem Kołodziejczakiem oraz mjr. Wiesławem Górnickim (który sporządził notatkę). Jednomyślnie, choć bez dowodów, doszli do wniosku, że inspiratorem porwania kapłana mógł być ówczesny sekretarz KC PZPR ds. bezpieczeństwa gen. Mirosław Milewski. Historycy, w tym prof. Paczkowski, zapewniają, że dokument nie stanowi przełomu w śledztwie dotyczącym zleceniodawców zabójstwa.
Gen. Czesław Kiszczak, ówczesny szef MSW, od lat powtarza, że inspiratorami zabójstwa byli partyjni „twardogłowi”: – Chodziło o osłabienie frakcji liberalnej w PZPR, może także o zmianę władz. Dziś generał uważa, że dzięki szybkiemu skazaniu sprawców dogmatycy w MSW zrozumieli, że z Kiszczakiem nie ma żartów. Pod podobną wersją wydarzeń podpisuje się też gen. Wojciech Jaruzelski.
Jan Olszewski, były premier i pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych w procesie toruńskim, w którym skazano zabójców, uważa, że mord był inspirowany ze Wschodu. Zamordowanie ks. Popiełuszki miało być częścią gry na najwyższym szczeblu w Moskwie o schedę po Leonidzie Breżniewie. Warszawa była związana z jednym z kandydatów, chodziło o uderzenie w niego przez osłabienie polskich władz. – I to się udało. W późniejszym procesie kierownictwo partii okazało się na tyle mało samodzielne, że poszło po linii inspiratorów.
Stefan Bratkowski, dobry znajomy ks. Popiełuszki, wykładowca na organizowanym przez niego uniwersytecie robotniczym, opowiada o zdarzeniu, które łączy i Milewskiego, i Moskwę. Eligiusz Lasota streścił mu pewną rozmowę. Lasota był wówczas w jednym kole myśliwskim z ówczesnym korespondentem radzieckiej agencji prasowej APN. Korespondent w przyjacielskiej rozmowie miał sugerować, że Polacy powinni zmienić zbyt miękkie, jego zdaniem, kierownictwo partii, bo przecież „nie brak dobrych towarzyszy”. Na pytanie, kto miałby stanąć na czele władz, padła odpowiedź: towarzysz Grabski albo Milewski.