- Skąd jesteście? - pytali dziennikarze, widząc wśród młodych w Niedzielę Palmową w katowickiej katedrze dziewczyny i chłopaków z indiańskimi rysami, we wzorzystych szatach. - Z Mszany - odpowiedzieli.
Jest ich pięcioro, są Peruwiańczykami. Przyjechali do Polski z pracującą wśród nich świecką misjonarką Magdaleną Tatlik, dziewczyną ze Świętochłowic-Chropaczowa. Prawie wszyscy pochodzą ze wsi Marco w okolicy miasta Juan Cayo. – Chcemy zaprosić na Światowe Dni Młodzieży do naszej archidiecezji młodych z tych parafii na całym świecie, w których pracują nasi śląscy misjonarze. A teraz ten pomysł testujemy – zdradza ks. Grzegorz Wita, delegat biskupi ds. misji.
Młodzi Peruwiańczycy zamieszkali w Mszanie, gdzie włączyli się w prowadzone przez ks. Grzegorza rekolekcje. I co najciekawsze, szybko doprowadzili do zawarcia z mieszkańcami tej podwodzisławskiej wsi śląsko-indiańskiej sztamy. – Mamy wrażenie, że od dawna się ze Ślązakami znamy. Na przykład pod kościołem podszedł do nas pan, który nie znał ani słowa po hiszpańsku, a jakimś cudem świetnie się dogadaliśmy. Porozmawialiśmy sobie o kopalni, o górnikach – mówi najstarszy w grupie, 27-letni Roberto. – Na pamiątkę ten pan dał nam o, te medaliki ze świętym Michałem Archaniołem – pokazuje.
Ksiądz Grzegorz tylko raz wspomniał na spotkaniu z młodzieżą, że Peruwiańczykom brakuje tu ciepłych ubrań, bo przyjechali w sandałach, z bagażami wypełnionymi ich tradycyjnymi strojami. Wieść o tym rozeszła się po Mszanie błyskawicznie. Od razu na farze znalazło się dziesięć reklamówek z ciepłymi swetrami i kurtkami.
W czasie rekolekcji młodzi z Peru dają swoje świadectwo i... tańczą. Codziennie pokazują inny peruwiański taniec. Najmniej emocji okazywała na ten widok szkolna młodzież, po dzieciach już było widać zachwyt, a najlepiej zareagowali... dorośli. Zaczęli tańczyć w kościele wraz z młodymi Indianami. – Jak ludzie tak patrzyli na ich kolorowe stroje, to wpadli na pomysł, że teraz to oni przyjdą do kościoła w strojach śląskich. Cicho, nie tłumaczyć tego na hiszpański, będzie niespodzianka – mówią księża z Mszany, którzy goszczą peruwiańską młodzież.
Choć goście są bardzo młodzi, ciężko pracują w Peru, żeby utrzymać i wykształcić swoje młodsze rodzeństwo. 20-letnia Rut wzruszyła kobiety na ich nauce stanowej, opowiadając o własnym dojrzewaniu do wzięcia odpowiedzialności za babcię, młodszą siostrę i 5-letniego dzisiaj brata. Matki w rodzinie nie ma, bo pracuje w stolicy, Limie; przesyła im trochę pieniędzy, ale o wiele za mało, żeby za nie przeżyć. Rut rzuciła więc swoje studia informatyczne. Gotuje, chodzi na wywiadówki, wyprowadza na pastwiska w góry ich dobytek: trzy owce, dwie świnie i jedną kurę oraz należące do cioci krowy. Dała się namówić na przylot do Polski, bo babcia lepiej się czuje, a mama obiecała, że przyjedzie na święta.
Co z ojcami? W peruwiańskich rodzinach prawie ich nie ma. Kultura macho zabija w tamtejszych mężczyznach poczucie odpowiedzialności. Nawet nie wiedzą, co tracą, żyjąc sami dla siebie. Poza ojcem Vanessy, który zmarł, gdy miała 13 lat, ojcowie pozostałych żyją, ale nie odwiedzają swoich dzieci. – Przyjazd tutaj bardzo naszych gości zmienia. Podpatrują polskie doświadczenia – mówi ks. Wita.
Młodzi z Peru byli np. zaskoczeni, widząc w kościele bardzo wielu mężczyzn. – Oni są bardzo zaangażowani w życie swojej parafii. Będą mogli dużo przekazać innym po powrocie – mówi ks. Grzegorz.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Usługa "Podpisz dokument" przeprowadza użytkownika przez cały proces krok po kroku.
25 lutego od 2011 roku obchodzony jest jako Dzień Sowieckiej Okupacji Gruzji.
Większość członków nielegalnych stowarzyszeń stanowią jednak osoby urodzone po wojnie.