Obecnie w Polsce nie ma żadnego przypadku zachorowania lub podejrzenia zachorowania na gorączkę krwotoczną Ebola - poinformował w środę Główny Inspektor Sanitarny Marek Posobkiewicz.
Obecnie w Polsce nie ma żadnego przypadku zachorowania lub podejrzenia zachorowania na gorączkę krwotoczną Ebola - poinformował w środę p.o. Główny Inspektor Sanitarny Marek Posobkiewicz.
Briefing p.o. szefa GIS zorganizowano po tym, gdy media poinformowały, że dziewięcioro uczniów salezjańskiego liceum we Wrocławiu wraz z opiekunem, na przełomie lipca i sierpnia, wrócili z Liberii, gdzie pracowali jako wolontariusze do obozu dla dzieci z najbiedniejszych rodzin. Jest tam ognisko epidemii wirusa Ebola.
Posobkiewicz zapewnił, że młodzież ta nie miała kontaktu ani z osobami chorymi, ani ze zmarłymi na chorobę wywołaną wirusem Ebola. Dodał, że u jednej z tych osób była podwyższona temperatura, ale lekarz wykluczył możliwość zachorowania przez nią na gorączkę Ebola. "Minęło już dwa tygodnie (od ich powrotu - PAP), więc możemy być na pewno spokojni, że wszyscy z tej grupy młodzieży są zdrowi" - podkreślił Posobkiewicz.
Zapewnił, że nie ma powodu do przeprowadzania kwarantanny dla osób, które były na misji.
P.o. szef GIS powiedział, że do rozprzestrzenienia się gorączki krwotocznej na świecie doszło dlatego, że nie została wykonana prawidłowo izolacja chorych. "Gdyby chory przyjechał do Polski lub innego kraju europejskiego, to objęty by został specjalnymi procedurami. Nie tylko przysługuje takiej osobie leczenie w warunkach publicznej opieki zdrowotnej, ale musi być poddana obowiązkowej hospitalizacji w warunkach izolacji" - wyjaśniał.
Dodał, że trzytygodniową kwarantanną objęte zostałyby także osoby z tzw. "kontaktu", czyli np. personel na lotnisku, personel samolotu, a także osoby z bezpośredniego sąsiedztwa w samolocie.
Prof. Włodzimierz Gut z Państwowego Zakładu Higieny przekonywał, że nie było podstaw do przebadania grupy młodzieży. "Byłoby to posianie paniki. Nie rozpoznanie jest ważne, a to, że chodzi o wychwycenie przypadków, dlatego że nie ma profilaktycznego rozpoznania Eboli. Można potwierdzić objawy kliniczne rozpoznaniem diagnostycznym. Odwrotnie się nie da. Przed wystąpieniem objawów wynik będzie ujemny" - powiedział Gut.
Profesor przypomniał, że nie jest to choroba zakaźna szerząca się drogą kropelkową. "Nie wystarczy przejść koło chorego na Ebolę, żeby się zarazić. Trzeba mieć bezpośredni kontakt z wydalinami" - powiedział Gut.
"Jest to choroba z biegunką, wymiotami, krwawieniami i te mieszaniny są zakaźne, ale żeby się zakazić, trzeba wejść w bezpośredni kontakt z tym materiałem. Dlatego problem dotyczy przede wszystkim osób - i to jest większość zakażeń - które się opiekują osobą już w zaawansowanej chorobie i osób, które zajmują się pochówkiem" - dodał.
Posobkiewicz podkreślił, że lepiej nie podróżować w miejsca, gdzie zagrożenie epidemiologiczne jest duże. "Jeżeli ktoś musi wyjechać w miejsce, gdzie występuje ognisko epidemiczne, powinien restrykcyjnie przestrzegać zasad higieny" - powiedział i sprecyzował, że chodzi m.in. o "mycie rąk, niejedzenie świeżych, niemytych owoców, picie tylko wody konfekcjonowanej, unikanie kontaktu z chorymi, ze zmarłymi, unikanie kontaktu ze zwierzętami, zarówno żywymi, jak i padłymi" - powiedział.
Dodał, że GIS odradzał wyjazd organizatorom wyprawy wrocławskiej młodzieży do Liberii.
Tymczasem wrocławska prokuratura zdecydowała, że sprawdzi, czy wyjazd nie naraził licealistów na niebezpieczeństwo zagrażające ich zdrowiu i życiu.
Jak powiedziała PAP rzeczniczka wrocławskiej prokuratury okręgowej Małgorzata Klaus, postępowanie wyjaśniające w tej sprawie podjęto na podstawie doniesień medialnych.
"To nie jest śledztwo i nie toczy się przeciwko organizatorom wyjazdu. Prokurator sprawdzi, czy nie doszło do zagrożenia zdrowia i życia wielu osób w związku z tym wyjazdem i wówczas podejmie dalsze decyzje" - powiedziała PAP w środę Klaus.
Poinformowała, że spowodowanie zagrożenia epidemiologicznego to przestępstwo z art. 165 kk, które - popełnione nawet nieumyślnie - zagrożone jest karą do 3 lat więzienia.
Lekarz epidemiolog Witold Paczosa z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu potwierdził w rozmowie z PAP, że u uczestników wyprawy nie stwierdzono objawów zakażenia wirusem Ebola.
Przypomniał, że organizatorzy wiedzieli o zagrożeniu związanym z wyjazdem, nie można jednak nikomu zabronić wyjazdu decyzją administracyjną.
Obecna epidemia wirusa Eboli rozpoczęła się w marcu w Gwinei i rozprzestrzeniła się do Sierra Leone i Liberii. Przypadki zachorowań odnotowano też w Nigerii.
Według ogłoszonego w poniedziałek przez WHO bilansu liczba ofiar śmiertelnych w Afryce Zachodniej wyniosła 1013, zarażonych jest 1848 ludzi. W ostatnim czasie najwięcej osób zmarło w Liberii - 29; 17 zgonów zarejestrowano w Sierra Leone i sześć w Gwinei. WHO ostrzegła, że epidemia wirusa Ebola stanowi zagrożenie dla zdrowia na skalę międzynarodową i może w dalszym ciągu rozprzestrzeniać się w nadchodzących miesiącach.
We wtorek poinformowano, że zmarł hiszpański misjonarz Miguel Pajares, który był zakażony wirusem Ebola i został przetransportowany do szpitala w Madrycie. Z kolei w szpitalu w Atlancie w USA leczeni są dwaj Amerykanie; ich stan - według ostatnich informacji - ulega poprawie.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.