Połowa jego 25-letniego życia to ciężka choroba i komplikacje. Grzegorz Mroczka śpieszył się, chciał wykorzystać czas jak najlepiej.
Miłośnik Tolkiena i warszawskiej Legii. Zakochany w liturgii i... Grażynie Łyko, z którą pochodzą z jednej miejscowości. Znali się od dzieciństwa. Kilka miesięcy temu postanowili, że będą razem. Mieli wspólne plany, chociaż doskonale zdawali sobie sprawę, że czas jest krótki. Nie doczekali nawet oficjalnych zaręczyn.
Grzesiek zmarł 25 styczna, w święto Nawrócenia św. Pawła, po 2 tygodniach w szpitalu. W ostatniej dobie życia Grażyna trzymała go za rękę, głaskała po twarzy i szeptem zapewniała: "Jestem przy tobie, kochany".
Odszedł szybko, niespodziewanie nawet dla lekarzy, którzy na kilka godzin przed śmiercią przyznawali, że stan jest ciężki, ale udało się go ustabilizować.
Umierał tak, jak żył, we wspólnocie. Na wieść, że zapadł w śpiączkę, do warszawskiego szpitala Dzieciątka Jezus spontanicznie zaczęli zjeżdżać jego przyjaciele. Przyjechało dwóch księży, czterech diakonów z przemyskiego seminarium i animatorzy, z którymi posługiwał na rekolekcjach Ruchu Światło-Życie.
Kilkanaście osób prowadziło wielką modlitwę. Każdy z nich przyznawał po tym, że "Goryl", jak go popularnie nazywali, zaprosił ich na ostatnie rekolekcje. Krótkie, bo trwały dobę, ale bardzo mocne.
Oazie i służbie liturgicznej poświęcił praktycznie całe życie. Bardzo aktywny w diecezji przemyskiej, z której pochodził, i w warszawskiej wspólnocie akademickiej przy kościele św. Anny. W Warszawie mieszkał przez ostatnie kilka lat. Studiował geodezję, chciał znaleźć pracę w wyuczonym zawodzie.
Pogrzeb miał taki, jaki chciał. Było paschalnie. Biel zamiast fioletu i uwielbienie zamiast wyłącznie żałobnych tonów. Jego oazowi przyjaciele pocieszają się, że widocznie w niebie potrzebowali dobrego ceremoniarza. Wzięli najlepszego. Żegnało go bardzo dużo ludzi. Ci, którzy znali go nawet chwilę, przyznają, że zawsze był chętny do pomocy, pogodny i skromny.
Szybko okazuje się, że jego zwykłe życie blisko Boga, naznaczone cichym cierpieniem, o którym nie mówił zbyt wiele, i szybka śmierć poruszają ludzi. Konfrontują ich z najważniejszymi pytaniami o Jezusa, Kościół i sens życia. Niektórzy idą do spowiedzi po dłuższej przerwie, a inni postanawiają naprawiać relacje z innymi.
Historię Grzegorza Mroczki, o jego zmaganiu z chorobą, o szukaniu i odkrywaniu Pana Boga będzie można przeczytać w najbliższym numerze "Gościa Niedzielnego".
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.