Pięciu członków załogi jachtu "Selma", która tydzień temu pobiła rekord świata w żegludze na Południe, jest już blisko szczytu wulkanu Erebus (3794 m) na Wyspie Rossa. "Kończy się lato, trzeba stąd spływać i to dosłownie" - podkreślił z-ca kpt. Tomasz Łopata.
Nad zatokę, gdzie jest zakotwiczona "Selma" (Back Door Bay) zaczynają przychodzić coraz silniejsze uderzenia wiatru (do ośmiu stopni w skali Beauforta).
"Kierunek jest niekorzystny, od strony otwartej wody i bardzo szybko wytwarza się fala wchodząca do zatoki. Wraz z wiatrem napływa lód. Z wykorzystaniem pontonu +przestawiamy+ pobliskie górki lodowe, które chcą zaparkować na jachcie. Bryzgi fal błyskawicznie zamarzają na sztormiakach. Zaostrzyliśmy obserwację i jesteśmy gotowi, gdyby trzeba było szybko podnosić kotwicę i uciekać" - przekazał Łopata.
Jak zaznaczył, prognoza meteo mówi swoje, a rzeczywistość pokazuje swoje. "Nigdy nie można sobie odpuścić, trzeba być zawsze gotowym do działania".
Z kapitanem Piotrem Kuźniarem szczyt aktywnego wulkanu poszła zdobywać czwórka żeglarzy. W ostatniej wiadomości poinformowali, że założyli trzeci obóz na wysokości 3000 m. W sobotę planują dojść do wierzchołka.
"Trzymamy kciuki za chłopaków i niech się spieszą... Lada dzień nadejdzie duże ochłodzenie. Kończy się lato, szybciej niż powinna idzie zima. Trzeba stąd spływać i to dosłownie, zanim wyjście z zatoki zamkną góry lodowe" - powiedział z-ca kapitana.
12 lutego załoga jako pierwsza na świecie dotarła na żaglach do krawędzi lodu na Morzu Rossa w Zatoce Wielorybów (78 stopni, 43 minuty i 927 tysięcznych szerokości geograficznej południowej).
Erebus to jedyny na Antarktydzie czynny wulkan. Odkrył go w 1841 roku szkocki badacz James Ross. Ostatnio do erupcji doszło w 2012 roku. W kraterze znajduje się stałe jezioro lawowe, jedno z czterech istniejących na Ziemi.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.