Reklama

Kard. Stanisław Dziwisz kończy 70 lat

"On ciągle mi towarzyszy" - mówi o Janie Pawle II kard. Stanisław Dziwisz. Trwająca 40 lat współpraca z metropolitą krakowskim i papieżem była przygodą, która do dziś go zadziwia, i z której czerpie inspiracje i optymizm.

Reklama

Metropolita krakowski kończy 27 kwietnia 70 lat. „Kiedy przyszedłem, arcybiskup spojrzał na mnie uważnie i powiedział: «Przeniesiesz się tutaj – będziesz mógł kontynuować studia i będziesz mi pomagał»„. „Byłem przy nim prawie czterdzieści lat. Najpierw przez dwanaście w Krakowie, a potem przez kolejnych dwadzieścia siedem w Rzymie. Zawsze przy nim, zawsze przy jego boku. A teraz, w chwili śmierci, poszedł sam”. – Tak kard. Stanisław Dziwisz wspomina początek i koniec niezwykłej współpracy, która połączyła pochodzącego z Podbeskidzia księdza z metropolitą krakowskim, późniejszym papieżem Janem Pawłem II. Współpracy, która była też przyjaźnią, więzią duchową, znakiem najgłębszego zaufania. Będziesz mi pomagał Do dziś kard. Dziwisz pamięta październikowy dzień 1966 r., gdy został wezwany przez metropolitę krakowskiego, który oznajmił mu swoją wolę. Pamięta każdy szczegół, nawet co jedli na kolację – kaszę hreczaną ze zsiadłym mlekiem i jajko. Pochodzący z Podhala 27-letni kapłan miał już za sobą doświadczenie pracy w parafii w Makowie Podhalańskim. A także dzieciństwa, upływającego w czasie wojny, wojenną biedę, smutek po stracie ojca – kolejarza, który zmarł w wypadku, dzielne zmaganie matki, wychowującej samotnie po śmierci męża siedmioro dzieci. Taką formację, jaką otrzymał stojąc u boku kard. Wojtyły, otrzymali tylko nieliczni. Kościół wiernie strzegący depozytu wiary, a zarazem otwarty, prowadzący dialog z szerokimi i będącymi nieraz daleko od wiary intelektualistami i czerpiący z mocy ludowej tradycji, mobilizujący świeckich do budowy wspólnoty wiary, szukający porozumienia z władzami, ale nie cofający się, gdy rozsądny kompromis okazywał się niemożliwy, ukazujący też alternatywną wobec ideologicznych utopii antropologię chrześcijańską – taki był model, budowany przez metropolitę krakowskiego. Jego młody współpracownik odkrywał wraz ze swoim przełożonym, w jaki sposób odpowiedzieć na potrzeby współczesnego świata, jak przeprowadzić „aggiornamento”, o co apelowali ojcowie II Soboru Watykańskiego. Nie miałem własnego życia Jednak ani abp Wojtyła, ani młody ksiądz Dziwisz, jedząc kolację owego październikowego wieczoru, nawet przez moment nie mogli sobie wyobrazić, że ich wspólna droga, rozpoczęta w Krakowie, będzie kontynuowana w Rzymie, a sekretarz kardynała zostanie... sekretarzem papieża i jego najbliższym współpracownikiem. Kolejny etap – 27 lat w Rzymie, rozpoczął się od papieskiego apelu, będącego programem pontyfikatu: „Nie lękajcie się, otwórzcie drzwi Chrystusowi!”. Jan Paweł II robił wszystko, aby te drzwi były otwarte odbywając pielgrzymki, pisząc encykliki, spotykając się z ubogimi i możnymi. I codziennie od 5.30 rano – przy modlitwie w kaplicy, posiłkach, audiencjach prywatnych i ogólnych, pielgrzymkach na wszystkie kontynenty, podczas wielkich uroczystości kościelnych i celebracji. Organizował spotkania, czuwał nad jego zdrowiem i odpoczynkiem, aranżował iście sztubackie „wypady”, gdy urywali się wspólnie z Watykanu, by z dala od dobrze naoliwionych kościelnych trybów odetchnąć samotnie na łonie przyrody. Był do dyspozycji Jana Pawła II praktycznie 24 godziny na dobę. – Nie miałem własnego życia – stwierdził w jednym z wywiadów, podsumowując swoją pracę dla Karola Wojtyły. „Ksiądz Dziwisz właściwie poświęcił całą swoją drogę życiową tylko i wyłącznie bezpieczeństwu, zdrowiu i spokojowi Jana Pawła II” – pisał o papieskim sekretarzu zagraniczny tłumacz, który z dystansu patrzył na rzeczywistość Pałacu Apostolskiego. I dodał, że jego wysiłki były owocne, gdyż to ks. Dziwisz wiedziony szczególnym instynktem wiedział, co robić po zamachu, by uratować życie Janowi Pawłowi. Nadszedł także nieunikniony moment – czas rozstania, poprzedzony długą agonią papieża. To była najtrudniejsza chwila w całym życiu Stanisława Dziwisza – gdy przykrył cienkim całunem twarz swojego umiłowanego ojca. Gdy nie mógł uwierzyć, że po czterdziestu latach wiernej współpracy i stałej obecności nie towarzyszył Janowi Pawłowi, bezradnie pytając: A teraz, kto mu towarzyszy?

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
0°C Środa
rano
3°C Środa
dzień
3°C Środa
wieczór
0°C Czwartek
noc
wiecej »

Reklama