W ciągu ostatniego dwudziestolecia Kościół katolicki w Polsce nie wprowadził na zauważalną skalę żadnej nowej formy duszpasterskiej adresowanej do dzieci lub do młodzieży.
Gazeta Wyborcza zdążyła już ogłosić, że w tym roku na pierwszy rok do wyższych seminariów duchownych zgłosi się „jeszcze mniej niż dotychczas” kandydatów. Można się zastanawiać, czy się zbytnio nie pospieszyła, bo przecież nabór (co za paskudne słowo!) trwa więc do września liczby mogą pójść - i zapewne pójdą - w górę. Ale liczenie na jakieś spektakularne zatrzymanie widocznej od kilku lat tendencji w kwestii powołań kapłańskich i zakonnych w Polsce pachnie sporą naiwnością. Problem jest i przyznają to dzisiaj nawet ci, którzy Gazecie Wyborczej nie wierzą.
A skoro jest problem i to poważny, to logiczne wydaje się szukanie przyczyn. Muszę przyznać, że do szału doprowadzają mnie argumenty powołujące się na „kulturą antypowołaniową” i niekorzystny wizerunek Kościoła w mediach. Nawet jeżeli istotnie mamy do czynienia z „kulturą antypowołaniową” i niekorzystnym wizerunkiem Kościoła w mediach, to zjawiska te nie są sensownym wytłumaczeniem spadku pozytywnych odpowiedzi młodych Polaków na Boże wezwanie. W czasach PRL Kościół w mediach miał również fatalny wizerunek. Ale w ludzkich sercach i umysłach nie. I z pewnością panowała odgórnie i centralnie wprowadzana „kultura antypowołaniowa”. Do walki z powołaniami ówczesna władza organizowała nawet specjalne struktury i rozliczała dyrektorów szkół, których absolwenci szli do seminariów.
Bóg zawsze powołuje do kapłaństwa i życia konsekrowanego taką liczbę ludzi, jaka jest potrzebna. Ale do Kościoła należy nie tylko modlitwa o odpowiednią liczbę powołanych, lecz również troska o stworzenie warunków, w których pozytywną odpowiedź na Boże wybranie powołani dadzą. Nazywa się to górnolotnie „duszpasterstwem powołań”.
Truizmem jest stwierdzenie, że jednym z bardzo ważnych środowisk, w których kształtują się przyszli księża, są ministranci. Gołym okiem widać, że ministrantów w polskich kościołach ubywa. Ksiądz odprawiający Mszę jedynie przy wsparciu przebranego w komeżkę zakrystiana lub całkiem bez asysty liturgicznej stał się widokiem powszechnym. Nie tylko w czasie wakacji. Ale też trwogę budzą opowieści rodziców ministrantów, którzy twierdzą, że obecność księdza na cotygodniowej zbiórce jest wydarzeniem tak rzadkim, jak zaćmienie słońca, a formacja liturgiczna ustępuje miejsca wyprawom na mecze, do aquaparku lub na film.
Ks. Franciszek Blachnicki, gdy kilkadziesiąt lat temu wprowadzał nowe formy duszpasterstwa dzieci i młodzieży, rozpoczął od usystematyzowanej pracy duszpasterskiej wśród ministrantów. Później przyszła pora na Roch Światło Życie. Jest oczywiste, że te wymyślone w innych warunkach, w innej sytuacji Kościoła, formy duszpasterskie, już się zużyły. Nie ma wiece sensu biadanie nad tym, że nie budzą one tak masowego odzewu, jak kiedyś. Trzeba znaleźć i zacząć stosować w praktyce nowe formy duszpasterstwa ludzi młodych.
Tymczasem w ciągu ostatniego dwudziestolecia Kościół katolicki w Polsce nie wprowadził na zauważalną skalę żadnej nowej formy duszpasterskiej adresowanej do dzieci lub do młodzieży. Nie znalazł sposobu, aby skutecznie połączyć z duszpasterstwem katechezę szkolną. Nauczenie religii w szkole i życie parafii poza I Komunią św. i bierzmowaniem praktycznie nie maja punktów stycznych. Są osobnymi bytami. Kościół katolicki w Polsce nie wymyślił żadnej formy duszpasterskiej, która angażowałaby media, a zwłaszcza tak zwane nowe media. Piszę to nie jako pretensje. Piszę to jako rachunek sumienia.
Mam wrażenie, że chociaż niedługo będziemy obchodzić dwudziestą rocznicę powrotu religii do klas szkolnych, Kościół nadal nie znalazł formuły zintegrowania parafialnego duszpasterstwa z katechizowaniem w szkołach. Pewien wielkiej zacności proboszcz prawie dwie dekady temu wiadomość o powrocie religii do szkół skomentował smutnym okrzykiem: „No to straciłem młodzież z parafii!”. Wygląda na to, że wciąż trwamy wsłuchując się w echo tego okrzyku. A potem czytamy z oburzeniem lub z bólem artykuły o tym, że polskich seminariach duchownych jest coraz mniej kleryków. I wcale nie poczuwamy się do winy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.