Słoneczniki na polu kwitną, harcerze budują obóz, a w Bogdanówce szykują się na sierpniowe Summer Cup. Wakacje.
Choć nie w wazonie, ale na polu. Nie dwanaście kwiatów, ale kilka hektarów. Nie na niebieskim tle nieba, ale jakby objęte ramionami dojrzałej zieleni rosnącej na końcu pola olchy. Nie trzeba jechać do muzeum, płacić za bilety, stać w kolejce. Cieszą oko nie tylko w dni pogodne. Także wczoraj i dziś, gdy aura nie rozpieszcza, niebo pozbywa się nadmiaru zgromadzonej przez niż genueński wody, a słońca jak na lekarstwo. Wystarczy jedno spojrzenie w okno i już robi się cieplej na duszy. Wszak słoneczniki dżdżystą pogodą się nie przejmują, o każdej porze dnia kusząc przechodnia swoim wdziękiem.
Tłumów podziwiających słoneczne pola nie widać. Od czasu do czasu zatrzyma się samochód na obcych numerach, ktoś wyskoczy zrobić selfie i pojedzie dalej. Choć zdarzają się wyjątki. Robiłem tradycyjne wieczorne kółko rowerem gdy nagle spostrzegłem kogoś leżącego na szosie. Zatrzymałem się podejrzewając zasłabnięcie. Tymczasem pomoc była potrzebna, ale nie medyczna. Pękł łańcuch. Od słowa do słowa i dowiedziałem się, że to pasjonaci fotografii. Wyjechali wieczorna porą łowić zachód słońca na tle obsianych słonecznikiem pól. Dwa dni później okazali się być nie tylko zafascynowani fotografią. Także pieszymi wędrowcami, szukającymi ciszy w okolicznych lasach. Zdziwiłem się z lekka, bo powiadają, że małolaty teraz siedzą tylko w Sieci. Zwłaszcza te z wielkich miast. Tymczasem Warszawa…
Nie jedyni to mieszkańcy stolicy, którzy zawitali w nasze okolice. Od kilku dni grupa kwatermistrzowska buduje obóz. Na początku czerwca przysłali maila, a w ostatnią niedzielę pojawili się w kościele. Zajrzałem do nich we wtorek. Piły, młotki, siekiery, ruch jak w ulu. Nikt nikogo nie poganiał, uśmiech na twarzach, radosne pokrzykiwanie rozchodziło się po lesie. Tak powstawały sanitariaty, stołówka, podobozy. Gdy piszę te słowa zapewne wszyscy uczestnicy są już na miejscu, rozlokowują się w namiotach i poznają najbliższą okolicę. W niedzielę, po południu, spotkamy się na polowej Eucharystii. Miejsce na ołtarz już wybrane. Czekam zawsze na te pełne uroku celebracje w bazylice, zbudowanej przez Stwórcę. Dla wielu mieszkających w dużej metropolii harcerzy to pierwsza okazja do bezpośredniego kontaktu z duszpasterzem, zaangażowania się w przygotowanie Mszy świętej, niekiedy – bywa – spowiedzi po dłuższej przerwie.
Wieczorem zajrzałem na YouTube. Bogdanówka. Inny rejon Polski, inny świat (tytuł zapożyczony od Herlinga i Antoniny Krzysztoń). Młodzi fascynaci budują skocznię na drugie wakacyjne Summer Cup. Tym razem na profesjonalnych torach najazdowych i igielicie. Dysponując niewielkimi środkami i głową pełną marzeń, wybudowali obiekt, na którym trenować i skakać można niemalże cały rok za darmo. Przed kilkoma dniami uruchomiono specjalną stronę internetową na zapisy. Koszt udziału symboliczny.
Obserwując zapał młodych myślę o projekcie, realizowanym przez Polski Związek Narciarski. Po co – zastanawiam się – budować mobilne skocznie, ustawiać je przed marketami czy nadmorskiej plaży. Przyszłych mistrzów olimpijskich trzeba szukać w Bogdanówce, Ruczynówce czy Strachocinach. Tam co prawda nie ma wartych miliony obiektów, sprzętu, fachowców. Jest za to zapał, wcale nie słomiany. Jest wytrwałość w pokonywaniu trudności. Co najważniejsze, nie ma – póki co – całej towarzyszącej skokom (i nie tylko) machiny biurokratycznej, urzędników, działaczy, papierów, formalności.
O ostatnim, obserwując od lat choćby to, co dzieje się wokół obozów harcerskich, myślę z niepokojem. Co będzie w momencie, gdy ktoś wpadnie na pomysł, by zażądać projektów, atestów, spełnienia norm, uzyskania wymaganych zezwoleń, setek podpisów, pieczątek… I jestem w stanie wyobrazić sobie moment, w którym pojawią się pod skocznią „specjaliści” od papierów, zaczną stawiać wymagania, ograniczać, zamykać, aż nadejdzie moment, w którym zabiją marzenia, a tętniący życiem amatorski obiekt stanie się straszącą w polu ruiną. A kysz… zmoro.
Póki co trzymam kciuki za młodych. Przyszłość nie należy do konsumentów dóbr. Przyszłość należy do podążających za marzeniami.
A gdyby ktoś zastanawiał się co wspólnego z Kościołem ma obóz harcerski i Bogdanówka, podpowiem: prewencyjny system wychowawczy Świętego Jana Bosko. Zaś ci młodzi z marzeniami są jak słoneczniki na polu. Nawet gdy niebo jest zachmurzone i pada deszcz, wnoszą w serce radość i nadzieję.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Słyszeliśmy kilka eksplozji, dwie z nich były bardzo blisko."
Co sprawia, że pokonują tysiące kilometrów, żeby być na katolickim festiwalu w środku lasu?
Został nim ks. Mariusz Dmyterko - dotychczasowy proboszcz parafii w Białym Borze.
Dotychczas załoga wykonała już niemal 230 okrążeń wokół Ziemi
Najwięcej interwencji odnotowano w województwach mazowieckim.
Od początku pontyfikatu papieża z USA notuje się stały napływ korespondencji do niego.