Trudno jest bronić się przed "obrońcami". Ale ilekroć to Kościołowi się nie udawało, zawsze na tym tracił.
Od wyborów 25 października zmieniła się w Polsce rzeczywistość polityczna. Wiele się na ten temat mówi, niektóre wydarzenia wzbudziły wyraźne kontrowersje. W nowej sytuacji funkcjonuje i każdy z nas, i cały Kościół jako instytucja. Dwie kwestie wydają mi się dziś niezwykle istotne.
Pierwszą jest relacja sumienia i prawa. Od lat powtarza się stwierdzenie, że sumienie stoi ponad prawem. To podstawa żądania klauzuli sumienia. Nie można jednak zapominać, że podstawą jest moralny obowiązek przestrzegania prawa cywilnego. Wymaga tego dobro wspólne i cnota sprawiedliwości. Dopiero na gruncie tej zasady pojawia się wyjątek: sytuacja, gdy prawo nakazuje coś, co sumienie uznaje za niemoralne. Owszem, wtedy pierwszeństwo ma nakaz sumienia. W każdej innej sytuacji sumienie powinno być gwarantem przestrzegania prawa.
Jeśli prawo nie chroni dobra wspólnego tak dobrze, jak powinno, należy dążyć do jego zmiany. Na gruncie prawa, które zazwyczaj to umożliwia. Jest to może droga dłuższa, ale taką nakazuje sprawiedliwość i troska o dobro wspólne. Łamanie ustalonych zasad jest zawsze złem. Powinno być ostatecznością.
Drugą kwestią, która mnie niepokoi, jest relacja między państwem a Kościołem. W ubiegłym tygodniu w wywiadzie dla 'Dużego Formatu' pojawiła się znamienna wypowiedź Kornela Morawieckiego. Przywołam ten fragment w całości:
Kościół traci na znaczeniu?
- Jeśli chodzi o Polskę, Kościół jest wciąż głównym dostarczycielem norm i wartości...
Ale?
- Ale coraz więcej ludzi, zwłaszcza młodych, traci wiarę czy też raczej ta wiara im nie wystarcza. Bo w zderzeniu z nauką wydaje się dziecinna.
A w związku z tym?
- Trzeba znaleźć inną perspektywę, ale nie niszcząc Kościoła. Bo on, dopóki jest nosicielem potrzebnych norm, wartości, sensu, jest bardzo cenny. Narodowo. Kulturowo. Duchowo.
Bardzo proszę o nie skupianie się na stwierdzeniu, że wiara w zderzeniu z nauką wydaje się dziecinna. Podstawową kwestią jest obraz Kościoła jako nośnika wartości narodowych, kulturowych i – nazwijmy to – ideologicznych, bo o to chodzi w nadawaniu sensu. Innymi słowy: państwo potrzebuje Kościoła dla swoich celów i dlatego zamierza go chronić. Ceną takiej ochrony jest wyznaczenie Kościołowi miejsca "strażnika wartości". I tylko strażnika wartości.
Nie ma tu miejsca na Ewangelię i jej głoszenie. Nie ma miejsca na Jezusa Chrystusa. Wiara jest nieistotna. Nieistotny jest Bóg. Istotne jest jedynie znaczenie, jakie dla państwa może mieć twór pt. instytucja Kościoła.
Kościół – jeśli chce pozostać wierny Ewangelii – w żadnym wypadku nie może się na to zgodzić. Być może ceną tej wiarygodności musi być rezygnacja z ochrony, jaką państwo mogłoby mu zapewnić. Nie da się jej mieć, nie płacąc ceny jaką za nią wyznaczono.
Trudno jest bronić się przed "obrońcami". Ale ilekroć to Kościołowi się nie udawało, zawsze na tym tracił.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.