Polska prowincja bonifratrów, obchodząca 400-lecie istnienia, prowadzi dzieła nie tylko w Polsce. W Nazarecie, w dużym dziecięciooddziałowym szpitalu pracują polscy bonifratrzy.
- Rozmawiamy również w kontekście 400-lecia polskiej prowincji. Chciałbym, żebyśmy popatrzyli na obecność polskich bonifratrów na świecie. Oprócz Izraela jesteście we Włoszech, gdzie jeszcze?
Błażej Kozłowski OH: Bonifratrzy są obecni w ponad 50 krajach na całym świecie, bardzo rozrzuceni. Jesteśmy np. w Stanach Zjednoczonych, w Kanadzie, w Australii, w Wietnamie, a nawet w Chinach, gdzie kilka lat temu powstała nowa placówka. Zatem jesteśmy w pełnym tego słowa znaczeniu zakonem międzynarodowym. Np. w Japonii jest placówka prowincji austriackiej, w Indiach placówka prowincji bawarskiej itd. Jeśli chodzi o Polaków, to poza naszym krajem mamy placówki w dwóch miejscach: jedną na Ukrainie, w Drohobyczu, i drugą właśnie tu, w Nazarecie.
- Polskich bonifratrów można również spotkać we Włoszech albo w Watykanie, choćby w aptece watykańskiej…
Błażej Kozłowski OH: To prawda, jesteśmy obecni w niektórych międzynarodowych placówkach we Włoszech, w Watykanie, w Kurii Generalnej w Rzymie. Ostatnio jeden z naszych braci był w rzymskim szpitalu na Isola Tiberina, tak więc we Włoszech jest kilku polskich bonifratrów.
- A sztandarowe placówki bonifratrów w Polsce? Jest ich kilkanaście…
Franciszek Salezy Chmiel OH: Tak, w Polsce jest w tej chwili 12 placówek, trzynasta na Ukrainie, czternasta w Izraelu, w sumie około 85 braci. Nowicjat mamy w Krakowie, postulat w Łodzi, a scholastykat w Warszawie. Charyzmatem szpitalniczym dzielimy się przede wszystkim między sobą, tj. między braćmi, ale staramy się też włączać do tego dzieła naszych świeckich współpracowników. Już prawie tysiąc osób pracuje w naszych dziełach: w czterech szpitalach w Polsce (w Łodzi, Krakowie, Marysinie i w nowym szpitalu w Katowicach), w domach pomocy społecznej, w centrach medycyny naturalnej jak ziołolecznictwo czy terapia naturalna. Ostatnio miał miejsce kongres dla Australii, Oceanii i dalekiego Wschodu, na którym reprezentowałem Azję. Tam miałem okazję zobaczyć, jak bardzo szeroki jest wachlarz działalności braci na świecie. Poproszono mnie o kilka zdań na temat, jak wygląda charyzmat szpitalnictwa w Polsce, jak jest realizowany. To światło wypływające z dzielenia się charyzmatem dodawało odwagi, zachęcało do zaangażowania braci przebywających na oddalonych krańcach globu, gdzie sytuacja jest z pewnością bardzo trudna.
W tej chwili w Polsce, a nawet tu, w Nazarecie, odczuwamy radość z tego, że już 400 lat służymy chorym, cierpiącym, potrzebującym, bezdomnym, towarzyszymy w opiece społecznej, propagujemy „promocję zdrowia”, staramy się o to, żeby w należyty sposób w kraju prowadzona była profilaktyka. Przy naszych dziełach najczęściej są poradnie, gdzie udzielamy takich świadczeń. Staramy się również o odpowiedni standard tych świadczeń. Oczywiście, wiąże się to z pewnym kosztem, który trzeba ponieść, ale jest to bardzo cenne. Czytałem np. ostatnio w naszym kwartalniku „Bonifratrzy w służbie chorym”, że szpital łódzki sklasyfikowany został na piętnastym miejscu w rankingu szpitali prywatnych w Polsce. To jest bardzo dobra nota. Ja jestem osobiście związany z tym szpitalem, miałem okazję przejmować go i uruchamiać. To jest bardzo dobra wiadomość, że kładzie się nacisk na jakość i misję charyzmatu szpitalnictwa. Wśród pacjentów słyszy się opinie, że czuć tę charyzmę.
- Wspomniał Brat o wydawanym kwartalniku. W tym momencie natomiast trwają zaawansowane przygotowania do uruchomienia tutaj gazetki szpitalnej, biuletynu…
Błażej Kozłowski OH: To jest nowa inicjatywa. Ma to być magazyn poświęcony życiu tego szpitala, jego aktywności, historii. Będzie ukazywał się w dwóch językach. Jednym z nich będzie arabski, jako język miejscowy i zrozumiały dla tutejszej ludności. Drugim językiem ma być natomiast angielski, ponieważ zamierzamy podzielić się naszym codziennym życiem z czytelnikami w innych domach na świecie. Będziemy go wysyłać również do Polski. Mam nadzieję, że będzie ciekawy i będziemy mogli się pochwalić tym, co robimy tu, w szpitalu.
- W ten sposób wróciliśmy do tematu szpitala. Kiedy przechodzimy przez oddział neonatologii, jedną rzeczą, która uderza, jest to, że chyba większość pacjentek stanowią muzułmanki. Czy wolą one rodzić w chrześcijańskim szpitalu, czy po prostu jest tak, że muzułmanki więcej rodzą?
Franciszek Salezy Chmiel OH: Jest to sprawa trochę złożona, dlatego, że szpital ma swoją tradycję. Od wielu lat jest tak, że spośród kobiet, które mieszkają w okolicznych wioskach – obsługujemy populację mniej więcej 250 tys. mieszkańców – większość rodzących w naszym szpitalu to muzułmanki. To już jest tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie. Bywa tak, że jedna muzułmanka rodzi 12 dzieci w naszym szpitalu. Domeną tych rodzin jest to, że są wielodzietne. Ale są też w okolicy bardzo zaprzyjaźnione osoby z rodzin chrześcijańskich, które również korzystają z naszego szpitala. Nie omijają nas również osoby pochodzenia żydowskiego. Na oddziale geriatrii czasami większość pacjentów, osób starszych, którymi się opiekujemy, to żydzi, którzy przyjechali z terenów byłego Związku Radzieckiego, Rumunii czy Bułgarii i na tym oddziale korzystają z naszej opieki. Panuje zatem duża różnorodność. Natomiast neonatologia jest rzeczywiście zdominowana przez Arabki wyznania muzułmańskego, ale to nam w niczym nie przeszkadza. Jedyny kłopot to ten, że odwiedzają je całe rodziny i wioski. Robi się tu wtedy jak na targowisku i nie da się utrzymać porządku na oddziale czy zapanować nad tym. Jedyne, co ich chroni, to parawany pomiędzy łóżkami. Czasami jest też tak, że sale są trójwyznaniowe, bo jest i żydówka, i Arabka wyznania chrześcijańskiego czy muzułmańskiego.
- Jeszcze jedno pytanie w kontekście jubileuszu 400-lecia polskiej prowincji. To także zachęta do spojrzenia w przyszłość. Czy nazwa zakonu bonifratrów, która po włosku brzmi „fatebenefratelli” (dosłownie „bracia, czyńcie dobro”) jest jeszcze dzisiaj atrakcyjna? Czy młodzi pukają do nowicjatów?
Franciszek Salezy Chmiel OH: Myślę, że tak. Św. Jan Boży, który zapoczątkował to dzieło, urodził się w 1495 r. Myślę, że ta rocznica jest też bodźcem, sygnałem i zachętą do podjęcia tego trudu. Wielu z nas zostawiło zwykłe, codzienne życie. Podobnie wielu młodych ludzi, którzy żyją czasem na religijnie średnim lub niskim poziomie, pociąga postać św. Jana Bożego, heroiczność jego cnót i misja pomagania i czynienia dobra drugim. „Bracia, czyńcie dobro” – dla siebie samych, ale też dla innych. Przez te uczynki czynimy dobro też samym sobie, zaskarbiamy w przyszłości niebo czy zbawienie i to jest na pewno atrakcyjne. Jest też druga strona tego powołania. Prawdą jest, że „medycyna nie pachnie fiołkami”. To jest praca trudna i dla odważnych, to jest dla osób, które nie boją się dotknąć chorego pacjenta, który czasami jest uciążliwy i przykry w odbiorze, choć też czasami jest bardzo wdzięczny, miły, serdeczny i kochany. Ta różnorodność wpisana w charyzmat pociąga wielu ludzi. Widząc np. 30 postulantów w Wietnamie, byłem zaszokowany, że tylu młodych chłopaków poszło w komunistycznym kraju do zakonu. W Polsce jest ich też około kilkunastu. To jest oznaka, że bonifratrzy są nadal potrzebni. Podczas gdy wiele zakonów przeżywa kryzys powołań, u nas od kilkunastu lat utrzymują się one na wyrównanym poziomie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
... ocenił węgierski minister spraw zagranicznych Peter Szijjarto.
Wcześniej delegacja protestujących przekazała swoje postulaty wobec KE.
Każdy z nich otrzymał wynagrodzenie 210 razy większe niż przeciętnie zarabiający pracownik.
Z powodu trwających w nich konfliktów zbrojnych, terroryzmu i przestępczości.