Jezus na krzyżu znalazł się dlatego, że bardzo mnie kochał. To ja powinienem tam być, ale On zdecydował, że zrobi to za mnie - wyznał gimnazjalistom we wtorek Krzysztof Demczuk.
Był on jednym z gości zaproszonych na projekt M&M, czyli "Młodzi i miłosierdzie", który zorganizowano w ramach obchodów Jubileuszu Miłosierdzia dla młodzieży.
Krzysztof wychował się w tradycyjnej, katolickiej rodzinie, jednak również jego katolicyzm był "tradycyjny". - Chodziłem do kościoła tylko dlatego, że chcieli tego moi rodzice. Moja wiara była taka porcelanowa - jak te naczynia, które wyjmuje się tylko od święta - opowiadał.
W 1993 roku wydarzyło się coś, co zatrząsnęło jego światem - jego starszy o 5 lat brat popełnił samobójstwo. - Zastanawiałem się, gdzie jest Bóg, o którym słyszałem tyle razy w kościele, który kocha i o którym opowiadają inni ludzie - wspominał.
Ten ból, który był w jego sercu po śmierci brata sprawił, że Krzysztof szukał różnych sposobów żeby się go pozbyć. - Zbyt szybko doświadczyłem tego, czym są używki. Zacząłem palić marihuanę - najpierw okazjonalnie, bo wydawało mi się, że to nic groźnego, ale po śmierci brata ten pociąg zaczął się rozpędzać - przyznał.
Z czasem zaczął próbować innych narkotyków. Marihuanę zamienił na haszysz, amfetaminę, LSD, aż w końcu sięgnął po pochodne opiatów, czyli najcięższe narkotyki. W końcu nie był w stanie kontrolować swojego życia. W 1995 roku w krytycznym stanie trafił na detoks. Przez kilkadziesiąt godzin był w śpiączce. Kiedy się obudził, zobaczył że jego palce są sine i popuchnięte oraz że schudł kilkanaście kg. Wtedy zrozumiał, że coś nie funkcjonuje w jego życiu tak, jak powinno.
- Kiedy brałem narkotyki nie czułem bólu w sercu - tej pustki po śmierci mojego brata i to ułatwiało mi życie, ale razem z narkotykami pojawił się szereg problemów - przyznał. Coraz częściej trafiał do sądu za pobicia i zaczął handlować narkotykami.
Jednak w pamięci utkwił mu obraz, który pamięta z czasów, kiedy był na detoksie - Widziałem umierających ludzi, narkomanów, niedoszłych samobójców i wtedy postanowiłem, że kończę z narkotykami, że nie chcę tak żyć - opowiadał Krzysztof. Jednak jego postanowienie trwało tylko jeden dzień, ponieważ znów sięgnął po marihuanę. Jak wspomina - próbował kontrolować narkotyki, ale to one kontrolowały jego. Zdarzało się nawet, że nie trzeźwiał przez 20 dni.
Kiedy myślał, że nie ma dla niego żadnej przyszłości, 7 miesięcy po detoksykacji trafił na szkolne rekolekcje wielkopostne. - Pomyślałem, że jacyś fanatycy chcą mówić o Jezusie i trochę się z tego nabijałem - przyznał gimnazjalistom. Pojechał na nie z nastawieniem, że wyśmieje wiarę i Boga. - Byłem przekonany, że jeżeli Bóg w ogóle istnieje, to jest okrutnym Bogiem - mówił. Jednak kiedy już tam był, zobaczył ludzi, którzy cieszą się życiem, śpiewają pieśni na cześć Boga, modlą się i mają żywą wiarę. - Poczułem, że czegoś mi brakuje, ale wiedziałem, że nie pasuję do tego świętoszkowatego stylu życia, więc chciałem zrobić tam zadymę, żeby przeszkodzić im w rekolekcjach - wyznał.
Lecz Pan Bóg nad nim czuwał i Krzysztof usłyszał wtedy zdanie, które bardzo dotknęło jego serca. Były to słowa rekolekcjonisty: "Możesz wstać, wyjść, trzasnąć drzwiami i będą to kolejne rekolekcje, które nie zmienią nic w twoim życiu". - Wiedziałem, że jestem człowiekiem grzesznym i że to, co robię jest złe. Ludzie mówili: „jesteś bandziorem” i mieli rację - opowiadał.
Jednak wtedy usłyszał też od kogoś, że Jezus go kocha, a przez następny tydzień w jego głowie było tylko jedno pytanie: "jak można kochać kogoś takiego, jak ja?". Spotkał wtedy swojego obecnego przyjaciela, który opowiedział mu o Bogu - innym niż ten, którego znał dotychczas. Mówił mu o Bogu, który zmarł, zmartwychwstał a teraz zmienia ludzkie życia.
- Pomyślałem, że jeśli Bóg jest, to ja potrzebuję żeby On dotknął mojego życia i je zmienił, bo ja sam nie dam rady - przekonywał młodych. Wtedy też w modlitwie powierzył Bogu swoje życie. - Jeszcze wtedy tego nie rozumiałem, ale wiedziałem, że chcę doświadczyć Jezusa, który zmienia ludzkie życie - tłumaczył.
12 dni później doświadczył cudu. Był uzależniony od substancji, których odstawienie z dnia na dzień było niemożliwe. Podczas jednej z modlitw powiedział: "Jezu, zabierz to ode mnie" i na drugi dzień obudził się bez głodu narkotykowego.
- Narkotyki wiązały moje życie, ale kiedy oddałem je Jezusowi, doświadczyłem czegoś ponadnaturalnego! Moje życie zaczęło się zmieniać! Od tego momentu Bóg zaczął wyprowadzać moje życie na prostą - przekonywał. - Zacząłem doświadczać Boga, jako kogoś, kto jest miłosierny, kto kocha mnie pomimo tego, co zrobiłem i zrozumiałem, że On na krzyżu znalazł się dlatego, że bardzo mnie kochał. To ja powinienem tam być, ale On zdecydował, że zrobi to za mnie. On pierwszy we mnie uwierzył i to jest dla mnie właśnie miłosierdzie - wyznał na zakończenie.
Czytaj także:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W swojej katechezie papież skoncentrował się na scenie pojmania Jezusa.
2,1 mld. ludzi wciąż nie ma dostępu do bezpiecznej wody pitnej.
Sytuację nauczycieli religii pogarsza fakt, że MEN dał im za mało czasu na przekwalifikowanie się.