W Syrii najbardziej cierpią dzieci i rodziny – podkreśla nuncjusz w tym kraju.
W wywiadzie dla Radia Watykańskiego kard. Mario Zenari zwraca uwagę, że myśli się o tym szczególnie w Boże Narodzenie, które jest świętem Dzieciątka Jezus. Trzeba jednak pamiętać, że już od blisko sześciu lat właśnie najmłodsi płacą ustawicznie najwyższą cenę za trwającą tam wojnę. Wiele dzieci tuła się ze swymi rodzinami, a nieraz samotnie, cierpi głód. Tysiące z nich poniosło śmierć, liczne zostały zranione, co kończy się niejednokrotnie trwałym kalectwem. Tragiczna jest też sytuacja syryjskich rodzin. A co wobec tego robią inni?
„Powtarza się to, co stało się przy narodzeniu Jezusa - odpowiada kard. Zenari. - Wtedy była obojętność i również dzisiaj jest jej wiele. Była też jednak solidarność prostych ludzi, takich jak pasterze. I myślę, że nie można też zapominać o solidarności tak wielu osób względem tych, w których uderzył straszny konflikt syryjski. Pomyślmy, że ponad 13 mln ludzi potrzebuje pomocy. Wspólnota międzynarodowa, choć nie powiodły się jej wysiłki na płaszczyźnie politycznej, stara się, by ta pomoc dotarła. Działa wiele międzynarodowych organizacji humanitarnych. Chciałbym też wspomnieć tak licznych pracujących w nich wolontariuszy, a których, jak się szacuje, ponad tysiąc straciło życie”.
Nuncjusz apostolski w Syrii podkreśla, że tamtejsi chrześcijanie mimo wszystko żyją świąteczną atmosferą. Śpiewają chóry, ustawiono żłóbki, a tam, gdzie nie zabrakło prądu, zapalono światła. Ze względu na bezpieczeństwo nabożeństw nie odprawia się w nocy, ale np. o 5:00 po południu. Wiele wspólnot, których świątynie uległy zniszczeniu, goszczonych jest w innych kościołach. Większa jednak rana niż obrócone w ruinę miejsca kultu to emigracja wielu wiernych, zwłaszcza młodych pokoleń – uważa kard. Mario Zenari.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.