Żyjemy

19 dzień wyprawy - 23 listopada. Gdzieś pomiędzy Gadamesem a Ghat. Po 6 dniach wyczerpującej walki dojechaliśmy do Wielkich Diun Piaskowych

Co drugi dzien mamy silny przeciwny wiatr.
Ukształtowanie terenu jest coraz cięższe.
Z dnia na dzień coraz bardziej grzęźniemy.
Rowery ważą 50 kilo z bagażem (20 litrów wody każdy)
Fadel od 3 dni nie jedzie. Powiedział natomiast I will never forget Kasimier Novak in my life

Diuny mają po 300 metrów wysokości.
Plan jest taki, że przekraczamy je w najwęższym miejscu to jest 60 km.
Będziemy pchać rowery.

Noce coraz zimniejsze. Panoramy jak na Marsie, Wenus czy Księżycu.
Brak śladów życia, ale jest tlen i atmosfera (możemy chodzić bez skafandrów)

Temperatura w ciągu dnia nam sprzyja, widoki niesamowite, jesteśmy zdrowi, rowery sie nie psują.
Trzymajcie kciuki. (...)

A tak o tym odcinku pisał w styczniu 1932 roku Kazimierz Nowak:

7 stycznia 1932 r.

Maryś jedyny!

Wreszcie deszcz koło trzeciej nad ranem ustał, ale za to mróz chwycił silny i wszystko lodem pokrył i szronem. Ledwo doczekałem ranka, na wpół zmarzły. I teraz zimno, mimo że słonko świeci i że już godz. 11. Za chwilę odmarsz. Napiszę jeszcze pocztówkę do Ciebie – może ją w Gadames wrzucą do skrzynki dwaj Tuaredzy, którzy też dziś do Gadames ruszają. Pocztówkę tę wysyłam bez numeru koresp. – nie jestem bowiem pewien, czy dojdzie rąk Twoich.

Stary Ali chory – dobrze, że apteczka moja dość bogata i że mam opium. Stary wił się w boleściach – naturalnie przyczyną wczoraj gotowane mięso, które okryte lodem zajadał dziś rano. Ale teraz mu lepiej, oczy aż weselsze, i ciągle dziękuje mi za lekarstwo. W ogóle jestem lekarzem obozowym. Leczę nogi i ręce towarzyszy moich wodą utlenioną, jodyną i wazeliną. W zamian za to w nocy przykrywa mnie troskliwie jak ojciec stary Ali, a Mahomet rozpala ognisko i gotuje mąkę. I jak widzisz, Maryś, wcale mi nie źle na pustyni – wesoło nawet w chwilach, kiedy nie mam czasu myśleć o Was. Ale gdy pomyślę, że Wam może zimno, że głodni jesteście może, to aż coś za serce ściska, aż boli – a tak bym chętnie z pomocą pośpieszył. Lecz jak? Jak, Maryś? Żebym ja wiedział! Ale czas pakować rzeczy i w drogę, w imię Boże! Pa. Całuję mocno!

7 stycznia – noc

Maryś moja!

Noc taka cudowna – piękna afrykańska noc pustynna. Wiatr ucichł, gwiazdy nisko wiszące tak filuternie migają – znak, że nocą silny mróz chwyci. Od dziś nie będę miał dokładnego czasu, stanął mi bowiem zegarek, ale już dawno zgasła piękna, duża „Gwiazda Zachodu”, u nas w Polsce niewidoczna, a gaśnie mniej więcej około 8-mej wiecz. Ciekawa ta gwiazda, towarzyszka mych nocnych wędrówek po Afryce. Ani się wierzyć nie chce, że to gwiazda – spaceruje sobie raz w lewo, to w prawo, a w końcu opadnie trochę i znowu w lewo, w prawo, po prostu spaceruje sobie. O! – dużo tu już nowych gwiazd. Niedługo już „Krzyż Południa” zobaczę. Za to naszych polskich gwiazd już nie widać – zwłaszcza „Wielkiego Wozu” już odnaleźć nie mogę.

I tak powoli oddalam się od Was – coraz bardziej, coraz dalej, a gdy na mapę spojrzę, wierzyć mi się nie chce, że Boruszyn tak daleko! A mnie się ciągle zdaje, że kroków parę od Was jestem.

Dziś dzień był jasny, zimny. Rozbiliśmy obóz o zachodzie słońca – drzewa dość i wodę znaleźliśmy w jakiejś kotlince. Błoto raczej, ale zawsze „girby” znowu pełne, a już wody nie było wcale, a do studni daleko jeszcze, daleko.

Namiot rozbiłem z trudem, ale jakoś stoi. Za to wkopałem w ziemię kupę węgla z ogniska – ciepło i miło, no i posłałem sobie wygodnie, a przez dzień wszystko dobrze wyschło. Spać będę dobrze i wygodnie całkiem. Czuję się naprawdę zdrów i wesoło mi nawet na duszy. Dlaczego – ani nie wiem. Może Wy ciepło dziś macie i może Wam nie głodno! Ja dobrą wieczerzę dziś miałem. Jak co dzień gotowana mąka, no i gulasz do tego z gazeli, której kawał dostał dziś stary Ali od tych Tuaregów, którzy do Gadames zabrali kartkę do Ciebie. Potem herbata – no i jeszcze są papierosy! Gdybym mógł tu zarabiać, niespieszno by mi było do ludzi ani do tego Gat, do którego zdążam.

Pustynia jednak ma urok – czaruje wprost, zachwyca. Pomyśl – wszystko, to jest nasz bagaż, potem wielbłądy rozprószone po pustyni – nikt nie pilnuje niczego, a jednak wszystko rano na tym samym miejscu. A do tego ta boska cisza, czar nocy pustynnej, ognisko, a przy nim w białym stroju dobry stary Ali i jednooki Mahomet – Tuareg, ale białej cery. Głupi, ale dobry chłopak. Ale Pa! Dobranoc! Całuję wszystkich po kolei. Wasz Kazimierz

20. stycznia 1932 r.
Maryś Droga!

Znowu jeden trudny dzień podróży przez pustynię piaszczystą. Cały dzień drapałem się na szczyty pagórków i gór piaszczystych. Widoki naprawdę przepiękne, ale chwilami brakowało sił. Ali też dziś mnie wyprzedził o jakieś 2 godz. ze swymi wielbłądami, ale skorzystał z tego i słońce wysoko jeszcze było, a on już się rozłożył obozem. Pokłóciłem się z nim na dobre i powiedziałem, że takiej wymówki, jaką dziś przerwał drogę, więcej nie chce słyszeć. Ma iść tak długo, jak możliwe, a ja – zwłaszcza w piasku – mam przecież drogę znaczoną i nie zginę. Zresztą kierunek znam i orientuję się całkiem dobrze. Nie zginę w pustyni – chyba z głodu – a do tego doprowadza to żółwie posuwanie się Alego – i w końcu sytuacja stanie się krytyczna. A już jest bardzo, bardzo krucho – ¼ porcji zaledwie, i to z biedą na tydzień starczy – a szmat drogi przede mną! Dobranoc, ale śpijcie z Bozią – Całuję mocno! Pa!

23 stycznia 1932 r.
Maryś – Marychno!
Tak bezbrzeżny smutek owładnął mą duszę i tak okropnie ciężko mi na sercu, że ani pisać nie umiem, tym bardziej że jestem śmiertelnie zmęczony. Oddaliłem się rano od karawany – i zbłądziłem w tym hadi Amenenad (koryto rzeki). Powodem dzień pochmurny i kształt stonogi tej całej hadi Amenenad. Trudno – pozostało jedno – cofnąć się śladem roweru tak daleko, aż znajdę ślad. Rzecz trudna, bo koryto rzeki piaskiem zasypane, a ja na rowerze mam całą żywność i w ogóle bagaż, dużo – choćby na dobrą szosę. Ot, palnąłem głupstwo, oddalając się od karawany. Myślałem, że dobrze robię.

Ot – wieczorem ślad się urwał. Chcąc znowu nie zbłądzić, pozostało jedno – rozbić namiot, gdzie Bóg dał i odpocząć po trudnym dniu. Drzewa ani kawałka w całej okolicy, pustka, czerń nocy – sam jeden na bezbrzeżnej pustyni. Niewesoło, Maryś – niewesoło!

Pa! Dobranoc! Z Bozią zostańcie!

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8
16°C Piątek
rano
23°C Piątek
dzień
24°C Piątek
wieczór
20°C Sobota
noc
wiecej »