Po 17 latach Polska kończy swój udział w oenzetowskiej misji w Libanie. Jak zapowiada wiceszef MON Stanisław Komorowski, który przebywa z wizytą w tym kraju, ostatni polscy żołnierze opuszczą Liban w połowie grudnia.
Podstawą decyzji o zakończeniu misji była rządowa strategia przyznająca priorytet operacjom NATO i UE. Drugim powodem była - jak wielokrotnie informowali przedstawiciele resortu obrony - chęć poszukiwania oszczędności. Z tych samych względów Polska wycofuje obecnie swoich żołnierzy również z misji ONZ w Czadzie oraz na Wzgórzach Golan.
"Musimy wycofać się z misji w Libanie, ponieważ od początku roku realizujemy inne priorytety związane z naszą obecnością w misjach natowskich i unijnych; misje oenzetowskie są misjami trzeciej kolejności pod względem ważności" - powiedział dziennikarzom w Bejrucie Komorowski. Jak zastrzegł, nie oznacza to, że "nie będziemy nigdy w przyszłości takich (ONZ - PAP) misji realizować".
Komorowski przyznał, że konieczność wycofania żołnierzy wynika z "ograniczonych możliwości - zarówno finansowych, jak i osobowych". "Ogólnie, jesteśmy w stanie mieć równocześnie w jednym momencie ok. 3,2 tys. do 3,8 tys. żołnierzy na misjach zagranicznych.(...) Ograniczenie zaangażowania na Bliskim Wschodzie i w Czadzie da nam możliwość ewentualnego zwiększenia obecności w innych miejscach" - powiedział.
Pytany o bilans naszej obecności w Libanie, Komorowski ocenił, że 17 lat było świetną okazją, by polscy żołnierze działali w strukturach międzynarodowych, poznali ich standardy i specyfikę. "Dzięki takim misjom jak ta i innym, nasi żołnierze są znacznie lepiej przygotowani do pełnienia podstawowej misji, jaką Wojsko Polskie ma, czyli dbania o bezpieczeństwo naszego własnego terytorium" - ocenił Komorowski.
Część wojskowych ekspertów uważa, że oszczędności z tytułu wycofania naszych żołnierzy z misji ONZ są pozorne, bo organizacja ta zwraca ok. 60 proc. kosztów. Wiceminister pytany o ograniczenie nakładów podał, że jest to tylko jeden z argumentów, który przemawiał za takimi a nie innymi decyzjami w sprawie misji.
"Misje ONZ są znane z tego, że znaczna część kosztów była zwracana - czasem po wielu latach, ale była - do budżetu polskiego. To (zmniejszenie wydatków - PAP) nie jest pierwszym i podstawowym argumentem, którym się kierowaliśmy. Głównym argumentem było to, że w innych misjach potrzebujemy większych kontyngentów" - wskazał Komorowski.
"Jeżeli chcemy - a rozważamy taką możliwość - wysłania większej ilości żołnierzy do Afganistanu, o czym mówi premier Donald Tusk, to musimy ograniczyć naszą obecność gdzie indziej, tak by takie potencjalne wysłanie żołnierzy było możliwe" - dodał. Obecnie w ramach misji ISAF w Afganistanie służy ok. 2 tys. polskich wojskowych, kolejnych 200 jest gotowych do wysłania w rejon misji w ramach strategicznego odwodu w kraju.
"Mogę powiedzieć to, co premier: że decyzja będzie podejmowana i będziemy się kierować naszym polskim interesem oraz polską racją stanu, ale również będziemy uwzględniali to, że nasza obecność w NATO, w misji ISAF jest inwestycją w bezpieczeństwo Polski na przyszłość" - powiedział Komorowski.
Geneza misji ONZ w Libanie sięga końca lat 70. XX wieku. Wszystko zaczęło się w marcu 1978 roku, kiedy palestyńscy komandosi przeprowadzili rajd na terytorium Izraela i porwali autobus z turystami - zginęło 37 osób, a 76 zostało rannych. W odpowiedzi oddziały izraelskie przeprowadziły operację "Litani", atakując bazy Palestyńczyków i zajmując terytorium na południe od rzeki Litani, wyłączając Tyr i jego najbliższe okolice. Rząd libański przesłał ostry protest do Rady Bezpieczeństwa ONZ.
19 marca 1978 roku RB ONZ przyjęła rezolucję wzywającą Izrael do przestrzegania integralności terytorialnej i bezwarunkowego wycofania się z okupowanego terytorium Libanu i kolejną - powołującą Tymczasowe Siły Narodów Zjednoczonych w Libanie (ang. United Nations Interim Force in Lebanon - UNIFIL). Jako główne zadania UNIFIL określono potwierdzenie wycofania wojsk izraelskich, przywrócenie pokoju i bezpieczeństwa oraz wsparcie rządu libańskiego w przejęciu kontroli nad okupowanym obszarem.
Polski kontyngent w misji UNIFIL rozpoczął wykonywanie zadań w 1992 roku, początkowo jako kompania medyczna, na bazie której sformowano polowy szpital. W 1994 roku w rejon misji przybyły kolejne polskie pododdziały - batalion logistyczny, tzw. POLLOG, oraz Zgrupowanie Pododdziałów Inżynieryjnych (ZPI). W 1996 roku zaczęło działać Zgrupowanie Pododdziałów Remontowych (ZPR). W 2007 roku - w związku z wybuchem kolejnego konfliktu na Bliskim Wschodzie, między Izraelem a libańskim Hezbollahem - decyzją społeczności międzynarodowej powstała kompania manewrowa polskiego kontyngentu.
Przez długi czas o wyjazdach na misję UNIFIL mówiono w polskiej armii "WDW Liban - Wojskowy Dom Wypoczynkowy". Warunki w porównaniu z tymi, jakie czekały na żołnierzy w Iraku bądź Afganistanie, były i są tu "sprzyjające".
Ostatnia, 31. zmiana polskiego kontyngentu w Libanie liczyła około 500 żołnierzy. Do ich zadań należało m.in. transportowanie i magazynowanie towarów, obsługa i naprawa sprzętu technicznego oraz patrolowanie i obserwacja obszaru odpowiedzialności.
"W tej chwili w Libanie jest jeszcze około dwustu kilkudziesięciu żołnierzy. W dwóch turach wrócą do Polski. Grupa likwidacyjna wróci ok. 10-12 grudnia i wtedy już nie będzie nikogo" - poinformował wiceminister Komorowski.
Pytany, czy miło jest "gasić światło", wiceszef MON odparł, że "zawsze trzeba myśleć o tym, że się gdzieś gasi, żeby gdzie indziej zapalić".
Przez 17 lat udziału polskich sił w misji w Libanie doświadczenie zdobyło tam ok. 10 tys. żołnierzy. Życie straciło siedmiu wojskowych: mjr Marek Kaletka, sierż. Andrzej Wojda, st. chor. szt. Zbigniew Jaszdejewski, st. sierż. Andrzej Malinowski, st. sierż. Kazimierz Boroch, st. chor. szt. Mieczysław Jaszczuk i sierż. szt. Bogusław Gibas.
Katarzyna Lechowicz (PAP)
ktl/ mw/ ap/ mag/
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.