Redaktor naczelny tygodnika "Nie" Jerzy Urban nie musi przepraszać Marka Króla, byłego naczelnego "Wprost", oraz publikować sprostowania twierdzeń, by był on agentem SB.
W piątek Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo cywilne o ochronę dóbr osobistych, które w 2005 r. przeciwko wydawcy tygodnika "Nie" złożył Król. Sąd ocenił, że dziennikarze "Nie", publikując artykuły na temat Króla, "zachowali należytą staranność".
W 1996 r. tygodnik Urbana po raz pierwszy napisał, że Król - przez 18 lat redaktor naczelny "Wprost" - był agentem SB o kryptonimie "Rycerz". Powtórzono to w 2005 r., powołując się na oficera SB. Właśnie te dwie publikacje stały się powodem procesu.
Jeszcze w 1996 r., w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" na pytanie, czy był agentem, Król odpowiadał: "Niczego w życiu nie podpisywałem. (...) Gdy w 1985 r. zostałem zastępcą naczelnego +Wprost+, to raz na miesiąc, raz na dwa miesiące, przychodził do redakcji jakiś facet z SB, meldował się w sekretariacie i pytał o nastroje".
W 2006 r. "Rzeczpospolita" podała, że b. oficer SB Witold N., zeznając przy zamkniętych drzwiach jako świadek w tym procesie, potwierdził informacje "Nie".
Jak uzasadniała wyrok sędzia Agnieszka Matlak, w artykułach oparto się m.in. na słowach Witolda N., których "nie ma podstaw kwestionować". Dodała, że słowa te były weryfikowane przez dziennikarzy. Ponadto zaznaczyła, że sąd wziął pod uwagę fakt, iż na publikację z 1996 r. powód "zareagował dopiero po dziewięciu latach".
Sędzia przyznała, iż według Króla dokumenty przechowywane w IPN na jego temat są fałszywe. Zaznaczyła jednak, że w procesie cywilnym sąd nie rozstrzyga o prawdziwości dokumentów, tylko bada fakt dochowania staranności przez autorów publikacji.
Wyrok nie jest prawomocny.
Pełnomocnik Urbana, mec. Eugeniusz Baworowski po ogłoszeniu wyroku wyraził satysfakcję z rozstrzygnięcia. Na ogłoszeniu nie był obecny przedstawiciel powodów.
Król złożył rezygnację z kierowania tygodnikiem "Wprost" w 2006 r. Później był prezesem zarządu Agencji Wydawniczo-Reklamowej "Wprost" - wydawcy tygodnika. Obecnie AWR "Wprost" kieruje jego syn Amadeusz Król.
Niebawem zakończy się być może inny cywilny proces jaki wydawca tygodnika "Wprost" i jego redaktorzy wytoczyli b. prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, żądając przeprosin oraz w sumie 150 tys. zł zadośćuczynienia na cel społeczny. Kolejny termin tego procesu wyznaczono na 10 grudnia.
W 2005 r. ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski powiedział, że decyzję o niestawieniu się przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen podjął, gdy przeczytał we "Wprost" artykuł pt. "Aleksander K. Z czego prezydent będzie się tłumaczył przed sejmową komisją śledczą ds. Orlenu". Były tam zdjęcia, na których wśród osób towarzyszących prezydentowi i jego żonie, jest oskarżony o korupcję lobbysta Marek Dochnal. Fotografie te - pisał tygodnik - dowodzą, że prezydent kłamał, mówiąc, że nie miał kontaktów z Dochnalem. "Niech żadna mutacja Urzędu Bezpieczeństwa nie stara się kierować losami Polski (...), ubecka gazeta po raz kolejny uczestniczy w rozrabianiu czołowego polityka" - mówił Kwaśniewski.
W 2007 r. "Wprost" przyznało, że Marek Król, prezes Agencji Wydawniczej "Wprost" i b. redaktor naczelny tygodnika, był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB o pseud. Adam. Król zaprzeczał, by jego kontakty jako wiceszefa "Wprost" z oficerem SB w latach 80. miały charakter tajnej współpracy. "Pozywając Kwaśniewskiego nie wiedzieliśmy, że Król był zarejestrowany jako agent" - zeznał w 2008 roku naczelny "Wprost" Stanisław Janecki.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.