Kradzież historycznego napisu "Arbeit Macht Frei" znad bramy b.obozu Auschwitz-Birkenau zlecił brytyjski kolekcjoner, a skrajnie prawicowe ugrupowanie ze Szwecji było tylko pośrednikiem - twierdzi tygodnik "Sunday Mirror".
Powołując się na źródła w Szwecji pismo nie wymienia domniemanego kolekcjonera z nazwiska, stwierdza jedynie, że jest bardzo bogaty i że chciał mieć napis w swoim posiadaniu, ponieważ potraktował by go jako trofeum.
"Ustalono, iż napis (po przewiezieniu go do Szwecji) zostanie ukryty w sztokholmskiej piwnicy, skąd Brytyjczyk je odbierze. Plan zakładał, że pieniądze uzyskane przez Szwedów za pośrednictwo sfinansują neonazistowskie ugrupowania w Szwecji" - cytuje tygodnik swoje źródło.
Skrajna prawica w Szwecji miała w planach zakłócenie tegorocznych wyborów powszechnych w kraju.
Według "Sunday Mirror" plan ten nie udał się, ponieważ złodzieje wpadli w panikę z powodu policyjnej akcji zarządzonej w Polsce w reakcji na międzynarodowe oburzenie z powodu kradzieży. Gang porzucił pocięty na trzy części napis w lesie, gdzie został znaleziony dzięki sygnałowi od szwedzkiego pośrednika - zaznacza tygodnik.
Interpol gromadzi dowody przeciw zleceniodawcy kradzieży - podaje gazeta.
Dzięki bardzo sprawnej akcji policji i pracy innych służb samochód został odzyskany.
Polecił również zbadanie osób finansujących działalność ruchu antyfaszystów.
Niezmiennie od wielu lat niemal wszyscy badani deklarują zaufanie do straży pożarnej.
Za jego kandydaturą zagłosowało 83 senatorów, 1 był przeciw, nikt nie wstrzymał się od głosu.