Halina Poświatowska ze względu na swoje wiersze o miłości i wczesną śmierć otoczona jest nimbem sentymentalizmu, w jej historii nie sposób oddzielić życia od literatury. 11 października mija 50 lat od śmierci poetki.
Halina Myga, która miała przejść do historii polskiej literatury jako Halina Poświatowska, urodziła się 9 maja 1935 r. w Częstochowie. Gdy w styczniu 1945 r. sowieckie wojska wyzwalały miasto, rodzina Mygów spędziła kilka nocy w zimnych piwnicach. Dziewięcioletnia Halina zachorowała na anginę, która przeszła w gorączkę reumatyczną i zapalenie wsierdzia. Ono z kolei doprowadziło do wówczas nieuleczalnej choroby serca: niedomykalności zastawki dwudzielnej i stenozy mitralnej. Halina została praktycznie wyłączona z życia, wiele czasu spędzała w szpitalach i sanatoriach. Przy wysiłku traciła oddech, czuła kłucie w płucach, ból pod lewą łopatką. Nie mogła bawić się z rówieśnikami, nie wolno jej było biegać, skakać, tańczyć, pokonanie schodów było dla niej wielkim problemem. Matka strofowała ją nawet za głośny śmiech - bo śmiech też męczy.
Matka, Stanisława Mygowa wspominała w audycji radiowej w 1971 r.: "Halszka uczyła się sama, mogłaby równie dobrze zostać analfabetką. Zachorowała jako 9-letnie dziecko. Jak mogłaby żyć, gdyby nie ciągła ciekawość świata? Nie chciała życia w fotelu, nie chciała życia bezczynnego. Chciała żyć."
Halina buntowała się przeciwko ograniczeniom narzucanym przez chorobę. Chciała żyć, jak normalna, zdrowa kobieta. Jako 18-latka w sanatorium w Kudowie poznała swojego męża, młodego malarza i filmowca Adolfa Poświatowskiego, także chorego na serce. Wyszła za mąż wbrew radom rodziny i lekarzy. Nie zamierzała poświęcić życia na chorowanie, chciała czuć się kobietą, a nie kaleką. Małżeństwo nie trwało długo, Adolf zmarł na serce wiosną 1956 r. Halina dowiedziała się, że została wdową, podczas kuracji w Rabce. Miała 20 lat.
W tym samym roku zadebiutowała publikując swoje wiersze w "Gazecie Częstochowskiej". Za jej odkrywcę uważa się krytyka literackiego i poetę Tadeusza Gierymskiego, który - jak sam napisał w artykule "Pożegnania poetki" w tejże gazecie w 1967 r. - zrobił to z litości, nie oceniając jej poezji bardzo wysoko. Jej pierwszy zbiór poezji "Hymn bałwochwalczy" pojawił się rok później i zebrał przychylne opinie krytyków i poetów. Następne wiersze zebrane zostały w trzech kolejnych tomikach poezji: "Dzień dzisiejszy" (1963), "Oda do rąk" (1966) i "Jeszcze jedno wspomnienie" (1968, pośmiertnie).Poświatowska jest zaliczana do tzw. pokolenia "Współczesności", obok m.in. Andrzeja Bursy, Stanisława Grochowiaka, Marka Hłaski i Mirona Białoszewskiego, debiutujących ok. 1956 r. W jej twórczości przeplatają się motywy kruchości życia, miłości i śmierci, szkicuje portrety kobiet pragnących miłości i świadomych przemijania.
Poetka dostała od losu szansę na kilka lat normalnego życia dzięki ryzykownej operacji przeprowadzonej w Filadelfii. "Wolę umrzeć na stole operacyjnym, niż żyć, dusząc się powoli" - mówiła. Po operacji jej serce prawie całkowicie odzyskało sprawność. W USA spędziła trzy lata, m.in. studiowała w Smith College, tej samej uczelni co Sylwia Plath. Po powrocie do kraju zamieszkała w Krakowie, zdała na IV rok filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego i wprowadziła się do słynnego Domu Literatów na ul. Krupniczej. Zakochała się w chłopaku młodszym od niej o siedem lat, Lubomirze Zającu. Zabierał ją na imprezy, na wędrówki w góry - a przecież jej wada serca już się odnawiała. Nie chciała się przed nim przyznać, jak bardzo jest chora, bała się, że ją zostawi. Romans miał bardzo dramatyczne zakończenie. W czasie jednej z kłótni Poświatowska połknęła kilka garści tabletek digitalisu. Zanim straciła przytomność powiedziała: "Zawieź mnie do szpitala".
Poświatowska była bardzo piękna kobietą, uwielbiała się stroić. "Lata 60., szare ulice, szarość, szarość, szarość. Jakby z popiołu świat. I na tej ulicy Haśka. Ona nigdy nie poruszała się sama, zawsze ktoś jej towarzyszył. Była nie tylko niezwykle piękna, ale też zupełnie inaczej wyglądała, bo koleżanki z Ameryki przysyłały jej ciuchy, które naprawdę było widać. Haśka wyglądała jak kolorowy ptak w kurniku. Jak się z nią szło przez ulicę, to sto procent ludzi oglądało się za nią, kobieta czy mężczyzna, wszyscy" - wspominał brat poetki, Zbigniew Myga.
Mężczyzną, który zostawił najwyraźniejszy ślad w twórczości Poświatowskiej był Ireneusz Morawski, niewidomy poeta. Poznali się w Częstochowie w 1956 r., pisali do siebie, kiedy Halina była w Stanach. Ale kiedy Poświatowska wróciła do Polski, Ireneusz zerwał z nią kontakty. Chciała opublikować ich korespondencję, ale Morawski nie zgodził się. Buntował się przeciwko kreacji literackiej, nazywał to wyprzedawaniem uczucia. Jego listy do Poświatowskiej pt. "Tylko mnie pogłaszcz" ukazały się dopiero w tym miesiącu nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.
"Halina Poświatowska ze względu na swoje wiersze o miłości i wczesną śmierć otoczona jest nimbem sentymentalizmu. Jednak gdy lepiej pozna się jej biografię, można zauważyć też jej inną twarz - była złośliwa, egocentryczna, uparta. I muszę przyznać, że ta druga twarz Poświatowskiej bardziej mnie pociąga" - mówiła w wywiadzie dla PAP Kalina Błażejowska, autorka biografii Haliny Poświatowskiej "Uparte serce".
Poświatowska dostała kilka darowanych lat życia, ale choroba wróciła. Sukces amerykańskich lekarzy okazał się przejściowy, organizm Haliny wracał do stanu poprzedniej niewydolności. Upalne lato 1967 r. spędziła w szpitalu w Krakowie. Lekarze uznali, że kwalifikuje się do operacji wstawienia sztucznej zastawki, ale ostrzegali ją przed ryzykiem. Poświatowska zdecydowała się: była zdesperowana, nie chciała żyć jak kaleka. 3 października 1967 r. przeszła operację w warszawskim szpitalu na ul. Płockiej. Przez tydzień jej stan na przemian pogarszał się i poprawiał, była przytomna. Zmarła 11 października. w wieku 32 lat. Pochowana została na częstochowskim cmentarzu św. Rocha.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.