Szkoda, że rozmowę z księdzem Bonieckim pt."Fanatyzm i brak autorytetów" sprowadzono do kilku zdań na temat Radia Maryja
„Czasem wydaje mi się, że walczymy o królestwo z tego świata, co szalenie animuje emocje, ale nie wiem, czy Królestwo Niebieskie przybliża” – powiedział ks. Adam Boniecki w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. Szkoda, że rozmowę z nim sprowadzono do kilku zdań na temat Radia Maryja.
Wywiad z naczelnym Tygodnika Powszechnego ukazał się w sobotnim wydaniu „Gazety Wyborczej”. Pewnie sam fakt, że odnoszę się do tekstu zamieszczonego w tym dzienniku skończy się gradem „życzliwych” komentarzy, żebym, delikatnie mówiąc, łaskawie zmienił czytany tytuł. Z góry dziękuję za te sugestie, a dzisiejszy komentarz dedykuję wszystkim tym, którzy na internetowych forach najchętniej wdeptaliby w ziemię ks. Bonieckiego.
Fanatyzm, który diagnozuje ksiądz Boniecki w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”, to tylko jeden z wątków wywiadu. W dodatku jest interesujący nawet w oderwaniu od konkretnego przykładu Radia Maryja. Dzisiejsza Ewangelia daje pod tym względem dużo do myślenia. „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni” i dalej „Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie”. Mnie osobiście te słowa przerażają, ale widać nie wszystkich.
Słowa, które Jezus wypowiada do uczniów, nie znaczą, że chrześcijanin nie może mieć wyrobionego zdania w ważnych kwestiach. Sobór Watykański II zmienił Kościół, w miejsce bezwarunkowego posłuszeństwa, dał ludziom większą swobodę do kierowania się własnym sumieniem. To była prawdziwa rewolucja.
Ksiądz Boniecki, odwołując się do klasyfikacji redaktora naczelnego „Więzi” Zbigniewa Nosowskiego, zwraca uwagę, że „waleczni” katolicy mają dzisiaj dużą siłę oddziaływania. Wystarczy wykreować sobie wroga, którego potem z satysfakcją można zwalczać. Wczoraj zwalczaliśmy komunistów, dzisiaj ich zabrakło, więc „waleczni” wyszukują inne cele. Tworzą przeciwwagę do soborowej „polityki” dialogu ze „wszystkimi świętymi i grzesznymi, wierzącymi i niewierzącymi…” – mówi redaktor naczelny „Tygodnika”.
Zwraca jednak uwagę, że właściwą drogą rozwoju jest dialog. Człowiek o skrajnie przeciwnych poglądach jest zwierciadłem, które – nieraz przerysowując – pokazuje nasze śmiesznostki i wady. Tomas Halik, o którym pisałem niedawno, także utrzymuje, że chrześcijaństwo potrzebuje dialogu z pojawiającymi się na rynku idei światopoglądami. Dzięki szczerej i otwartej rozmowie, dyskusji opartej na logice i rozumnych argumentach, a nie emocjach i krzyku, można dostrzec błąd i go naprawić. Zamiast otaczać się murem, może lepiej zastanowić się, co wartościowego jest we współczesnym świecie i z tego czerpać? To żadna nowość. Chrześcijaństwo od samego początku czerpie z tradycji innych religii, filozofii greckiej itd.
Jeżeli tydzień temu pisałem, że niektórzy katolicy zostali w średniowieczu, to miałem na myśli najbardziej mroczne oblicze tej epoki. „Waleczny” katolik nie rozwija się, nie jest jak św. Tomasz z Akwinu czy św. Augustyn, którzy mądrość swojej wiary oparli m.in. na dokonaniach niechrześcijańskich myślicieli. „Waleczny” katolik buduje twierdzę, organizuje krucjaty, ewangelizuje mieczem, a tych, którzy nie podzielają jego zdania, pali na stosie.
Chrystus nie do takiego radykalizmu nas wzywa. „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni” – te słowa wzywają nas do pewnej pokory. Nie wszystko wiemy o drugim człowieku. Nie mamy wstępu do jego wnętrza, nie poznamy jego motywów. Jego racje w pełni zna tylko Bóg. On osądzi.
Jaką miarą mierzymy, taką i nam odmierzą – te słowa sprawdzają się na każdym kroku. Jeśli katolik obrzuci kogoś błotem, oberwie znacznie bardziej. Nie dlatego, że jego racje nie są słuszne, czy dlatego że nie dość głośno krzyczy. Oberwie – i słusznie – dlatego, że Chrystus wzywał nas do radykalnej miłości, która temu, kto prosi, by iść z nim tysiąc kroków, każe iść dwa tysiące. Przecież miłość nie polega na tym, żeby siłą i wrzaskiem budować Królestwo Boże tu na ziemi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.