Hanna Chrzanowska, nowa krakowska błogosławiona, miała u boku współpracownice i kontynuatorki życiowego dzieła. Jedną z nich była pielęgniarka Alina Rumun.
Skromna, oddana chorym, z wyjątkowym talentem organizatorskim - tak można krótko ją scharakteryzować.
Urodziła się 15 lipca 1924 r. w Zawierciu. Po zakończeniu II wojny światowej ukończyła z wynikiem bardzo dobrym Uniwersytecką Szkołę Pielęgniarek i Położnych w Krakowie. Przełomowy moment w życiu Aliny to rok 1957, kiedy zaczęła ścisłą współpracę z H. Chrzanowską. - Alina myślała o tym, żeby wyjechać za granicę, by pomagać trędowatym, ale ciągle odmawiano jej wydania paszportu. Tak los sprawił, że włączyła się w dzieło parafialnego pielęgniarstwa domowego - opowiada Barbara Jarosz, siostra Aliny.
W tej inicjatywie H. Chrzanowskiej i jej współpracownic A. Rumun odnalazła się doskonale - wprowadzała nowe osoby w zagadnienie, przeprowadzała wywiady środowiskowe u chorych oraz organizowała materiały opatrunkowe i środki lecznicze, o co nie było łatwo w czasach komunistycznych.
Hanna i Alina wiedziały, że opieka nad chorymi nie może przejawiać się tylko w trosce o ciało. Jeszcze przed śmiercią H. Chrzanowskiej powstały wczasorekolekcje, które dobrze wpływały na chorych - ich stan psychiczny i kontakty z otoczeniem. To wtedy ujawnił się wybitny talent organizatorski Aliny. - Widoczny był zwłaszcza w przygotowywaniu dowożenia chorych do miejsc rekolekcji - Trzebini, a potem Nowej Wsi. Zawsze umiała znaleźć właścicieli prywatnych samochodów, którzy jeździli z chorymi, a także kapłanów głoszących na tych wyjazdach słowo Boże - mówi B. Jarosz.
W 1975 r. Alina poznała germanistę z Uniwersytetu Jagiellońskiego - dr. Stanisława Dzidę, dzięki któremu udało się nawiązać współpracę z Caritas i ludźmi dobrej woli z Niemiec. Umożliwiło to realizację recept, otrzymywanie niezbędnych lekarstw, ale także paczek żywnościowych i odzieżowych. Niespodziewanym darem był samochód przekazany imiennie na Alinę. Ponieważ nie miała prawa jazdy, podarowała go jednemu ze swoich współpracowników, który przez wiele lat wytrwale woził nim paczki oraz chorych.
Siostra Aliny podkreśla, że była ona niezwykle skromna i niestrudzona. - Miała niewiele, a mimo to dzieliła się wszystkim z innymi. Myślę, że bardzo dużo dawała jej pobożność, ale nie taka wyrażona tylko słowami. Ona modliła się swoją pracą - dodaje B. Jarosz. Sama Alina, która była oblatką benedyktyńską, w swoich wspomnieniach napisała: "Dziękuję Bogu za łaskę wiary, bo to wielka siła, źródło radości i poczucia sensu życia".
A. Rumun zmarła 14 września 2007 roku. "Życie właściwie miałam spokojne, a mimo to bardzo ciekawe. Nigdy się nie nudziłam, dużo pracowałam. W sumie mimo wszystko było to dość łatwe życie" - podsumowała w swoich notatkach. Za zasługi w dziedzinie opieki nad chorymi otrzymała m.in. prestiżowy Medal im. Florence Nightingale.
Więcej o postaci A. Rumun piszemy na łamach nowego, 18. numeru krakowskiej edycji GN, od dziś dostępnej w kioskach i parafiach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Ratownicy w środę kontynuowali poszukiwania osób uwięzionych w ruinach domów.
Szacuje się, że na pokładzie było ponad 100 osób, w tym dzieci.
"Zawiera dużo błędów merytorycznych, historycznych i lingwistycznych, a nawet ortograficznych."
"Kiedy traci się dziecko, także w wyniku poronienia, ta żałoba jest tak trudna..."