24 osoby zginęły w stolicy Tajlandii Bangkoku pod koniec bieżącego tygodnia w starciach antyrządowych demonstrantów z siłami bezpieczeństwa - poinformowano w sobotę. Osiem osób poniosło śmierć w niedzielę.
Jak podano, wszyscy zabici to cywile. Nie ma wśród nich żadnego cudzoziemca. Rannych zostało około 180 osób, w tym trzech obcokrajowców - Polak, Birmańczyk i kanadyjski kamerzysta telewizji France 24.
Do starć między demonstrantami a wojskiem doszło na trasie do obozowiska uczestników antyrządowego protestu w centrum bankowo-handlowym Bangkoku. Żołnierze użyli gazu łzawiącego i kul gumowych.
Główne miejsce protestu, obejmujące powierzchnię 3 kilometrów kwadratowych, jest okupowane od pięciu tygodni. Akcję tę prowadzą przedstawiciele uboższych warstw społeczeństwa, oskarżających władze o lekceważenie ich interesów i domagających się przeprowadzenia przedterminowych wyborów. Ze względu na ubiór nazywani są "czerwonymi koszulami".
Jak podała agencja dpa, cywile i dziennikarze nie mają obecnie dostępu na obsadzony przez demonstrantów teren, który wojsko otoczyło zaporami z drutu kolczastego. Dobiegały zza nich wciąż odgłosy salw karabinowych. Z daleka widać tam było dym, niektóre barykady płonęły.
W dzielnicy Klong Tey protestujący palili w sobotę opony i rzucali butelkami z płynem zapalającym, podczas gdy żołnierze strzelali z broni automatycznej w powietrze, próbując zmusić demonstrantów, by się rozproszyli.
Premier Tajlandii Abhisit Vejjajiva oświadczył w sobotę, że siły bezpieczeństwa nie ustąpią, ale będą nadal działać na rzecz uśmierzenia protestów, którym coraz częściej towarzyszą akty przemocy.
"Rząd musi postępować naprzód. Nie możemy ustąpić. To, co robimy jest z korzyścią dla kraju. Nie możemy pozostawić kraju w rękach uzbrojonych grup" - powiedział premier w transmitowanym przez telewizję przemówieniu. Zaznaczył, że do szeregów "czerwonych koszul" przeniknęła pewna liczba terrorystów.
Protestujący zarzucają obecnej koalicji rządowej, że doszła do władzy dzięki manipulacjom sądowym i poparciu wojskowych.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.