Premier Tajlandii Abhisit Vejjajiva ogłosił w środę stan wyjątkowy w Bangkoku i pięciu przyległych prowincjach. Jak oznajmił w telewizji, pozwoli to na zatrzymanie liderów trwających od tygodni antyrządowych protestów.
"Podczas nadzwyczajnego spotkania rządu w Bangkoku i otaczających go prowincjach został wprowadzony stan wyjątkowy" - oznajmił premier w wystąpieniu w telewizji.
Stan wyjątkowy oznacza zakaz wszelkich zgromadzeń, w których uczestniczy więcej niż pięć osób. Pozwala też organom porządku publicznego na dokonywanie zatrzymań bez nakazu sądowego.
Wcześniej w środę demonstranci, żądający ustąpienia obecnych władz Tajlandii i rozpisania nowych wyborów, wdarli się na teren parlamentu, choć nie próbowali opanować samego budynku. W momencie szturmu w gmachu przebywał wicepremier Suthep Thaugsuban, inni członkowie rządu i parlamentarzyści. Po około 20 minutach, na prośbę opozycyjnych deputowanych, manifestanci wycofali się do wyjściowej bramy.
Zwani czerwonymi koszulami demonstranci, którzy popierają byłego premiera Tajlandii Thaksina Shinawatrę, protestują w Bangkoku już czwarty tydzień. W weekend blokowali główną dzielnicę handlową stolicy.
Thaksin kierował rządem Tajlandii w latach 2001-2006. Został usunięty z urzędu w 2006 roku w wyniku zamachu stanu przeprowadzonego przez wojskowych, zarzucających mu korupcję i nepotyzm. W 2008 roku został skazany zaocznie na dwa lata więzienia pod zarzutem "konfliktu interesów" i nadużycia władzy. Obecnie przebywa na emigracji.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.