Poszliby za nim w największą ciemność, bo najlepiej ją znają. A kardynał im mówi, że istnieje jasność.
Pod Stazione Termini w Rzymie w każdy wtorek o dwudziestej przyjeżdża busem kard. Konrad Krajewski, jałmużnik papieski, z wolontariuszami. W ciemnościach już czeka tłum ustawiony w wielokrotnie pozawijanej kolejce. Kardynał sam ustawia agregat na dachu samochodu. Od zamontowanej żarówki robi się jaśniej, a przede wszystkim jest czym zasilać ustawione na rozkładanym stole ekspresy, w których parzy się kawa. Antonio, szef gotujących dziś zupę, wypisał na kartce ilość zabranych z kuchni przy bazylice NMP Niepokalanej na Eskwilinie jednorazowych talerzy, kubków, sztućców. Przywieźli ich po 400 sztuk. – Nigdy się nie zdarzyło, żeby zabrakło nam zupy czy gotowanego latem risotto – mówi kardynał. Nigdy też nie zabrakło wolontariuszy, którzy w każdy wtorek – żeby jechać z nim na Termini, a w czwartek na Tiburtinę – przechodzą przez bramę św. Anny na teren Watykanu.
Dziś są z nami zakonnice Dorota i Józefa, ks. Ryszard, oblat, Daniel, fotograf watykański, i dwóch chłopaków pracujących w watykańskiej żandarmerii.
Zupa dla Jezusa
– W Światowy Dzień Ubogich, przed przyjściem 1500 biednych na obiad w Auli Pawła VI, papież poprosił, żeby stoły nakryto najlepszymi obrusami, jakie są na Watykanie, przystrojono je świeżymi kwiatami, a posiłek podano na zastawie z porcelany – opowiada kard. Krajewski. – Dlaczego? Bo pod postacią ubogich ugościł głodnego, chorego, samotnego Jezusa. Kiedy przychodzi do nas ubogi, zwykle dajemy mu kanapkę, prosząc: „Zjedz na schodach”. Ale gdyby odwiedził nas papież, przyjęlibyśmy go na salonach. Zapominamy, że Eucharystia powstała przy stole podczas posiłku. Papież jada w Domu św. Marty razem z 60 księżmi i świeckimi. W któryś wtorek zapytał, czy smakuje mi podane tam risotto. Odpowiedziałem, że tak sobie. „Dlaczego?” – zainteresował się. – Bo my z wolontariuszami gotujemy dzisiaj zupę dla ubogich, czyli dla Jezusa, a to jest zupełnie inna zupa. W kuchni papieskiej przygotowują dania tylko dla papieża, nie dla Jezusa. Trzeba stale pamiętać o intencji, że robimy coś dla Jezusa. O kościół tytularny na Eskwilinie, gdzie mamy kuchnię, sam poprosiłem Ojca Świętego, choć normalnie tego się nie robi. Obawiałem się jednak, że przyjdzie tam jakiś proboszcz i każe zlikwidować naszą kuchnię, nie chcąc, żeby w prezbiterium pachniało mu zupą. Dziś zwykle tworzy się struktury, a potem działa. Ale przecież najpierw się zakochujemy, a potem zakładamy rodzinę. Nie jest tak, że jakiś mężczyzna wymyśli sobie, że będzie miał pięcioro dzieci, a potem dopasowuje do tego żonę. Nasze gotowanie zaczęło się od kupna zwykłej kuchenki gazowej do pomieszczeń bez windy, z których kotły z zupą trzeba znosić po wąskich schodach.
– Dla wielu to spora trudność – dawać biednym to, czego potrzebują, a nie to, co chcemy im dać – wtrącam.
– Temu, kto nie ma zębów i nie ugryzie jabłka, muszę kupić banana. Komuś z chorymi nogami nie podaruję używanych butów, które zdążyły już przyjąć kształt mojej stopy. On potrzebuje wyjątkowych butów, bo ma chore nogi, a każdy paznokieć rośnie mu w inną stronę. Prawdziwą jałmużnę daję dopiero wtedy, kiedy wczuwam się w potrzeby drugiego. Matka nigdy nie da dziecku tego, czego ono nie lubi. Zawsze tak podzieli kurczaka, że domownicy dostają lepsze kawałki niż ona. My z jałmużną robimy odwrotnie – dajemy to, co nam zbywa. Nie muszę być katolikiem, żeby przestrzegać zasad sprawiedliwości społecznej, dzieląc się tym, co mi zostaje, i dobrze, żeby się nie zmarnowało. Niestety, na co dzień zachowujemy się wobec ubogich wyłącznie sprawiedliwie. A wychowanie w sprawiedliwości, ale bez czułości, to dom dziecka. Cierpiący na chorobę sierocą człowiek kiwa się potem przez całe życie. Proszę zobaczyć, z jaką czułością zwraca się do nas Jezus: „Przyjdźcie do mnie wszyscy – rozwiedzeni, uzależnieni, którzy utrudzeni jesteście, a ja was pokrzepię”.
***
Kiedy stoisz wobec takiego zagniewanego po cichu tłumu, możesz nawet zacząć się bać. Rozdaję banany i od niektórych podchodzących po nie słyszę, że są zbyt miękkie. Protestują, domagając się takich bez plam. Ale kiedy odkładam je na stolik, w jednej chwili znikają. Oczekujący przesuwają się w nieskończonej kolejce przede mną i innymi rozdzielającymi mleko, soki, konserwy, jogurty i gorącą zupę. Dziesiątki twarzy – białych, czarnych, Mulatów, burzliwych, niebezpiecznych, grzecznych, uśmiechniętych, wdzięcznych, ale i kamiennych, nieprzeniknionych, nieszukających kontaktu. Z niektórych emanuje jakiś dziwny spokój, zgoda na to, że znaleźli się po drugiej stronie, z której muszą wyciągać rękę po prośbie. Do nas, rozdających, powoli dociera, że ich dłoni nie da się odtrącić ani ominąć. Że w tym geście jest krótki przekaz – widzę, że mnie zauważyłeś, dziękuję, że teraz ze mną jesteś.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Włochy, W. Brytania, Niemcy, Australia i Nowa Zelandia nie zgadzają się.
Szkody "ograniczone". Kościół otwarto już dla zwiedzających.
Co najmniej sześciu żołnierzy zginęło, wiele osób jest rannych.
Ten korytarze nie będzie pasażem należącym do Trumpa, ale raczej grobowcem jego najemników.
ISW: oddanie Rosji reszty obwodu donieckiego dałoby jej dogodną pozycję do kontynuowania ataków.