Reklama

Niemcy dyskutują o wyborach prezydenckich

Czy Niemcy powinni zmienić zasady wyboru prezydenta i wyłaniać go w wyborach bezpośrednich? - to pytanie stawia sobie wielu mieszkańców RFN. Powód to popularność kandydata opozycji Joachima Gaucka, który jednak w obecnym systemie ma nikłe szanse na zwycięstwo.

Reklama

Nowy prezydent Niemiec - następca Horsta Koehlera, który nieoczekiwanie ustąpił z urzędu 30 maja - zostanie wybrany już w najbliższą środę przez Zgromadzenie Federalne, które składa się z posłów Bundestagu i takiej samej liczby delegatów z krajów związkowych. Absolutną większość w tym gremium ma rządząca koalicja chadeków i liberałów, a jej kandydatem jest chadecki premier Dolnej Saksonii Christian Wulff i to on - według wszelkiego prawdopodobieństwa - wprowadzi się za kilka dni do berlińskiego Zamku Bellevue, siedziby głowy państwa.

Jednak to nie Wulff, a charyzmatyczny Joachim Gauck - pastor z Rostocku, były działacz opozycji w d. NRD i pierwszy szef Urzędu ds. Akt Stasi - stał się gwiazdą niemieckich wyborów prezydenckich. Przez trzy tygodnie od jego nominacji przez Socjaldemokratyczną Partię Niemiec (SPD) i Zielonych wręcz zauroczył szerokie rzesze społeczeństwa, w tym wielu polityków koalicji rządzącej.

Gauck porównywany jest przez niektóre media nawet z prezydentem USA Barackiem Obamą, który budził podobne emocje przed wyborami amerykańskimi w 2008 r. Tygodnik "Der Spiegel" nazwał go "dziadkiem Obamą" (Gauck ma 70 lat) i pisze o swoistej "gauckomanii", jaka opanowała Niemcy.

"Roztacza on wokół siebie aurę demokracji. Uosabia środek zaradczy na obserwowane w Niemczech w czasie kryzysu zniechęcenie do demokratycznych instytucji" - ocenia berliński politolog Paul Nolte.

"Trudno to dokładnie wyjaśnić, ale za każdym razem w sposób bardzo emocjonalny Gauck uświadamia, ze demokracja i wolność są wartością samą w sobie. To kandydat, który stoi ponad partiami i zarazem jest bliski ludziom" - dodał.

Sam kandydat podkreślał wielokrotnie, że chce dodać ludziom odwagi w trudnych czasach, odbudować zaufanie do instytucji państwa oraz i zachęcić do wiary we własne możliwości i dobrą przyszłość. Często przypomina motto opozycyjnych manifestacji w 1989 r. w d. NRD: "Wir sind das Volk!" ("Naród to my!")

Jak ocenia profesor Nolte, Gauck spowodował, że zainteresowanie wyborami prezydenckimi w Niemczech jest tym razem o wiele większe niż w poprzednich latach. Często za przykład podaje się dyskusje na forach internetowych. Strony pod hasłem "Joachim Gauck na prezydenta federalnego!" mają ponad 30 tysięcy fanów na portalu społecznościowym Facebook. W internecie zbierane są też podpisy pod petycją do Bundestagu w sprawie poparcia dla Gaucka oraz inicjowane manifestacje na rzecz kandydata.

Od początku miał poparcie większości mediów, nawet tradycyjnie przychylnego kanclerz Angeli Merkel i chadecji wysokonakładowego dziennika "Bild". Jest świetnym mówcą, dlatego jego publiczne wystąpienia przyjmowane są owacjami - tak jak w miniony wtorek w Deutsches Theater w Berlinie.

Z sondaży wynika zatem jednoznacznie: gdyby prezydenta wybierano bezpośrednio, Gauck wygrałby z Christianem Wulffem; ma nad nim przewagę około 10 punktów procentowych.

Z tego też względu znany niemiecki badacz prawa konstytucyjnego Hans Herbert von Arnim zainicjował debatę o możliwości wprowadzenia bezpośrednich wyborów - i to nie tylko głowy państwa, ale też premierów krajów związkowych.

"Ludzie chcą polityków z prawdziwą charyzmą. Tęsknią za szczerością, charakterem i osobistym blaskiem. Dyscyplina partyjna jednak nie daje takim osobistościom szans" - napisał von Arnim na łamach czwartkowego dziennika "Die Welt".

Sam Gauck deklarował niedawno na spotkaniu z prasą zagraniczną w Berlinie, że chciałby cierpliwie dyskutować na temat zmiany zasad wyboru prezydenta, skoro tego chce społeczeństwo.

Jednak większość ekspertów jest sceptyczna. "Prezydent w Niemczech pełni głównie funkcję reprezentacyjną i nie ma kompetencji, które dawałyby mu wpływ na władzę. W systemach, w których szef państwa wybierany jest bezpośrednio przez naród, ma on zwykle silniejszą pozycję" - powiedział PAP politolog z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie Niels Dierderich.

Także profesor Nolte wskazał na spotkaniu z zagraniczną prasą, że były prezydent Horst Koehler próbował inicjować debaty o bezpośrednich wyborach głowy państwa w Niemczech, ale nikt nie podejmował tego tematu. Według Noltego bez znaczenia są już wprawdzie dawne obawy przez bezpośrednim wyborem prezydenta, uzasadniane doświadczeniami historycznymi z czasów Republiki Weimarskiej.

"Obecny system nie funkcjonuje źle. Zgromadzenie Federalne też jest instytucją demokracji przedstawicielskiej" - dodał politolog.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
1°C Niedziela
rano
3°C Niedziela
dzień
4°C Niedziela
wieczór
3°C Poniedziałek
noc
wiecej »

Reklama