Polacy mają dobrą pamięć – to jedyny wniosek z II tury wyborów prezydenckich
Oficjalnych wyników głosowania jeszcze nie znamy, ale sondaże wskazują jednoznacznie, a czołówki gazet to potwierdzają, że nowym prezydentem jest Bronisław Komorowski. Sukces?
Od początku kampanii wyborczej było wiadomo, co się święci. PiS w katastrofie smoleńskiej stracił zdecydowaną większość sztandarowych, rozpoznawalnych polityków. Kandydatura Jarosława Kaczyńskiego była koniecznością – najlepszą i najgorszą zarazem. Jarosław Kaczyński został na scenie politycznej praktycznie jako jedyny wyrazisty polityk opozycji. Z drugiej strony, trudno by było się dziwić, gdyby z przyczyn osobistych odmówił startu w wyborach. Co więcej, istniało realne niebezpieczeństwo, że zostanie posądzony o próbę wybicia się na rodzinnej tragedii. Takie głosy się zdarzały. Były skrajnie niesprawiedliwe, ale jednak godziły w wizerunek kandydata.
Wreszcie sprawa najważniejsza. Wciąż pamiętamy kadencję premiera Jarosława Kaczyńskiego i zwariowaną koalicję z LPR i Samoobroną. Polacy chyba najbardziej bali się powtórki z tej „rozrywki”, jaką zapewnił nam wówczas PiS. Ci, którzy mieli dość atmosfery podejrzliwości, teorii spiskowych i politycznego awanturnictwa, postanowili wybrać mniejsze zło.
Oczywiście, prezydent w Polsce nie ma takich uprawnień, jak premier, ale raczej łatwo sobie wyobrazić atmosferę na linii premier-prezydent, gdyby to najwyższy urząd w państwie objął ten konkretny polityk PiS.
Jarosław Kaczyński się zmienił. Wyciągnął wnioski z poprzednich potknięć i chciał za wszelką cenę pokazać w swojej kampanii, że zakończyła się era kompleksów i retoryki zagrożenia. Trzeba przyznać, że mu się udało. Przewaga Komorowskiego (przynajmniej według sondaży) nie jest tak duża. Pewnie niektórzy ludzie Kościoła mają w tym swój udział. Rzecz w tym, że Polacy wybierali nie tylko w oparciu o deklaracje na temat aborcji czy in vitro. Najbardziej zdeklarowany obrońca życia Marek Jurek otrzymał przecież śladowe ilości głosów w I turze, a Jarosław Kaczyński już tak kategorycznie sprawy nie stawiał. Tak czy owak, deklaracje to jedno, a możliwości działania to drugie. Polacy zdawali sobie z tego sprawę, dokonując wyboru i nie pomogły tu nawet „pasterskie napomnienia”.
Wybory za nami. Jeśli wyniki sondażów się potwierdzą, już wkrótce Platformie Obywatelskiej przyjdzie spełnić Polaków sen o Irlandii. Szczerze mówiąc, czekam na to z zapartym tchem. Teraz już nie będzie wymówek, że prezydent niedobry i blokuje dobre pomysły. Nadchodzi czas spełniania obietnic. W ostatnich chwilach kampanii było ich tak wiele, że trudno się było powstrzymać od uśmiechu. Pokazała to zwłaszcza ostatnia debata, kiedy zarówno jeden, jak i drugi kandydat obiecywali wszystko każdemu, nikomu nic nie ujmując. Póki co wygląda na to, że Platforma dostała kolejny raz kredyt zaufania. Albo raczej otrzymał go znów premier Donald Tusk – mistrz obietnic, który, dzięki zwycięstwu Komorowskiego, dostał do rąk praktycznie pełnię władzy w Polsce. Trudno sobie przecież wyobrazić, że nowy prezydent będzie blokował pracę rządu. Najprawdopodobniej będzie prawą ręką premiera. Jeżeli Platforma Obywatelska dobrze wykorzysta czas, który przed nią, może na trwałe przejąć rządy w Polsce, budując jednocześnie coraz mocniejszą pozycję swojego zdecydowanego lidera Donalda Tuska. Pożyjemy, zobaczymy. Wybory parlamentarne i samorządowe przed nami
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.