W kolejnych głosach o przeciekach WikiLeaks prasa w USA ocenia je w czwartek krytycznie. "Wall Street Journal" uznaje, że narażają one życie współpracujących z armią amerykańską Afgańczyków. Według "Washington Post" - tylko pozornie informują opinię publiczną.
Ujawnione przez WikiLeaks dokumenty wymieniają "dziesiątki afgańskich cywilów" jako informatorów armii amerykańskiej - wybija "WSJ". Jak przypomina, w środę brytyjski dziennik "The Times" ogłosił, że w ciągu dwóch godzin zdołał odnaleźć w materiałach nazwiska Afgańczyków, niekiedy nazwy ich wiosek i imiona krewnych. Zdaniem "WSJ" dowodzi to, że wbrew twierdzeniom Juliana Assange'a o wstrzymaniu publikacji czy zredagowaniu tysięcy dokumentów po to, by nikomu nie zaszkodzić, twórca WikiLeaks "nie wykonał dobrej pracy".
"Być może niektóre kraje goszczące serwery WikiLeaks mogą teraz zapewnić informatorom i całym ich rodzinom status uchodźcy, kiedy ich życiu grozi niebezpieczeństwo (odwetu talibów). (...) Warto zapytać, czy +New York Times+, +Guardian+ i +Der Spiegel+ naprawdę służą opinii publicznej (...) uprawomocniając metody Assange'a" - zauważa "WSJ". Dodaje: "Pentagon oznajmił, że intensywnie poszukuje teraz źródeł przecieku i mamy nadzieję, że sprawca przecieku zostanie odnaleziony i ukarany. Jeśli chodzi o Assange'a, rządy nie powinny zajmować się karaniem wydawców (...), jednak oni powinni zrozumieć, że ich prawo do publikowania zależy od opinii społecznej, która wierzy, że media wykonują publiczną służbę".
Dziennik przyznaje, że po pierwszej lekturze przecieku uznał, iż nie ujawnia on "wielkich kłamstw" o wojnie Afganistanie. "Jednak im dłużej my i inni przyglądaliśmy się dokumentom, jasne staje się, że sieczka WikiLeaks odsłania w znacznym stopniu metody armii, źródła, taktykę i zasady komunikacji. Te detale mało interesują szeroką opinię publiczną (...), ale są bardzo interesujące dla zdeklarowanych wrogów i strategicznych rywali Ameryki, jak Rosja i Chiny" - ocenia "WSJ".
W "Washington Post" Anne Applebaum ocenia, że dokumenty ujawnione przez WikiLeaks to tylko "surowe dane", które bez wyjaśnienia ich znaczenia - jak zrobił to "New York Times" - są niezrozumiałe dla czytelnika. Dowodzi to, jej zdaniem, jak mylne jest wrażenie, że "nie potrzebujemy już mediów, wydawców i reporterów z dłuższym niż dziesięciominutowe doświadczeniem".
Dokumenty WikiLeaks - dodaje Applebaum - "dają gazetom szansę udawania, że pozyskały sensacyjny materiał", ale utrzymywanie, że "informują nieświadomą opinię publiczną jest absurdalne". Konkluduje: "Jeśli ktoś nie wiedział do tej pory, że (pakistański wywiad) ISI pomógł stworzyć talibów, że problemem NATO są straty cywilne i że specjalne jednostki polują na bojowników Al-Kaidy - to znaczy, że nie czyta podstawowych mediów - a więc, że faktycznie nie chce wiedzieć". (PAP)
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.