Nie w Koloseum, jak zazwyczaj, lecz na pustym placu św. Piotra w Watykanie papież Franciszek przewodniczył w wielkopiątkowy wieczór nabożeństwu Drogi Krzyżowej. Rozważania przygotowało duszpasterstwo więzienne z Zakładu Karnego „Due Palazzi” w Padwie.
Przy stacji drugiej („Jezus bierze krzyż na swe ramiona”) rodzice, którym zamordowano córkę pytali: „Dlaczego właśnie nas dosięgło to zło?”. Czas nie zmniejszył ciężaru ich krzyża i są „skazani na cierpienie już do końca”, gdyż padli ofiarą „najgorszego bólu, jaki istnieje”: przeżycia śmierci własnego dziecka. A jednak „w chwili, gdy rozpacz zdaje się przeważać, Pan na różne sposoby wychodzi nam naprzeciw, udzielając nam łaski wzajemnej miłości jako małżonkowie, wzajemnego wspierania się, choć z trudem”. Przekonywali, że miłość Boga jest w stanie „odrodzić życie, gdyż Jego Syn Jezus doświadczył przed nami ludzkiego bólu, aby móc odczuwać wobec niego należne współczucie”.
Więzień piszący rozważania do stacji trzeciej („Jezus upada po raz pierwszy”) czuje się „współczesną wersją łotra, który błaga Chrystusa: «Wspomnij na mnie!»”, którego „bardziej niż skruszonego”, wyobraża sobie „jako kogoś świadomego tego, że idzie błędną drogą”. Zło narastało w nim od dzieciństwa i doprowadziło do morderstwa. „To, że nie wierzyłem w to, że na świecie istnieje dobro, było moim pierwszym upadkiem. Drugi – zabójstwo – było jakby jego skutkiem: wewnątrz byłem już umarły” – przyznał więzień.
Matka osoby osadzonej, komentująca stację czwartą („Jezus spotyka swą Matkę”) podkreśliła, że ani przez chwilę nie doświadczyła „pokusy pozostawienia swego syna w obliczu jego wyroku”, choć dzień jego aresztowania zmienił całe życie rodziny, która jak gdyby „poszła do więzienia wraz z nim”. Zawierzyła syna Matce Bożej, bo Ona przeżywała te same cierpienia w drodze na Kalwarię i towarzyszyła Mu swoją obecnością. „To samo chcę robić także ja. Wzięłam na siebie winy swego syna, poprosiłam o wybaczenie również tego, co było moją odpowiedzialnością. Proszę dla siebie o miłosierdzie, którego tylko matka potrafi doświadczyć, aby mój syn mógł powrócić do życia po odpokutowaniu swej winy. Modlę się nieustannie za niego, aby dzień po dniu mógł się stawać odmienionym człowiekiem, zdolnym do kochania na nowo samego siebie i innych” - wyznała matka.
Kolejny więzień przy stacji piątej („Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi”) zwrócił uwagę, że krzyż życia za murami więzienia jest ciężki. Jednak są tam Szymonowie Cyrenejczycy - „to drugie imię wolontariuszy, tych, którzy wchodzą na tę kalwarię, aby pomagać nieść krzyż; są to ludzie, którzy odrzucają prawo tłumu, podążając za głosem sumienia”. „Starzeję się w więzieniu: marzę, aby pewnego dnia znów zaufano mi jako człowiekowi. Abym stał się Cyrenejczykiem dla kogoś” - podkreślił więzień.
Stacja szósta („Weronika ociera twarz Panu Jezusowi”) stała się dla przychodzącej do osadzonych katechetki okazją do opowieści o słuchaniu „ludzi zrozpaczonych, którzy w ciemnościach więzienia próbują znaleźć wyjaśnienie przyczyny zła, które wydaje się im nieskończone”. Znają oni „smak porażki i samotności, wyrzutów sumienia i braku zrozumienia”. Stara się ona patrzeć na nich „ponad uprzedzeniami”, tak, „jak Chrystus spogląda oczami pełnymi miłości na nasze kruchości i nasze ograniczenia”, gdyż „każdy, również osoby skazane, może codziennie stawać się nową osobą, dzięki temu spojrzeniu, które nie osądza, ale wlewa życie i nadzieję”.
Następny osadzony przy stacji siódmej („Jezus upada po raz drugi”) przyznał, że pierwszy raz upadł, gdy sprzedawał narkotyki i zniszczył przez to swą rodzinę, która też trafiła za kraty. Drugim upadkiem było pytanie: „Kim ja jestem, aby Chrystus umierał za mnie?”. „Dopiero dziś odważyłem się przyznać się do tego: w ciągu tych lat nie wiedziałem, co czyniłem - napisał więzień. - Teraz, gdy to wiem, z Bożą pomocą próbuję odbudować swoje życie. Winien jestem to swoim rodzicom: wiele lat temu wystawili na sprzedaż nasze najcenniejsze rzeczy, gdyż nie chcieli, abym wiódł życie na ulicy. Winien jestem to przede wszystkim samemu sobie: myśl, że zło nadal ma kierować moim życiem, jest nie do zniesienia. Stała się moją drogą krzyżową”.
40-dniowy post, zwany filipowym, jest dłuższy od adwentu u katolików.
Kac nakazał wojsku "bezkompromisowe działanie z całą stanowczością", by zapobiec takim wydarzeniom.